Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

środa, 24 lutego 2016

Motławiane okonie.

To, że wolę okonie od sandaczy chyba wiecie. Do tego dochodzi specyfika wędkującego. Nazwijmy to charakterem. Jako wędkarz nie lubię łowić w tłumie. Niestety, ale sandacze to wymuszają. Szczególnie wieczorami gdy zrobi się ciemno. Oczywiście można iść nad ranem, ale wtedy nie wyśpimy się. Jest to okazjonalne rozwiązanie nienadające się do mojego stylu życia.

Na pomoc przychodzą okonie. Na Motławie wyjątkowo trudne. Jeżeli mam wybierać wśród przeciwników z którymi miałem okazje się dotąd zmierzyć to motławiane okonie będą na pewno w czołówce. Niemożliwie duża presja i sama gatunkowa chimeryczność tych ryb stawia nas przed nie lada wyzwaniem.

Chodziłem na ryby najczęściej w porze południowej. Przechodząc do aspektów technicznych musiałem zejść do małych przynęt, stricte innych niż przy jeziorowym okoniowaniu. Niestety, ale tutaj 4" gumy skutkują zmasowanym atakiem małych sandaczyków. Tego chyba nie chcemy. Dodatkowo same okonie o tej porze roku też nie chcą zbytnio atakować dużych smakołyków. Zdecydowałem się łowić metodą drop shot, z zastosowaniem fluorocarbonu 0,26, haczyków do metody drop shot #4 oraz gum 2-3" calowych. Oczywiście prym wiodły wyroby firmy Keitech. Trochę odcieni seledynu, a do tego trochę brudnych kolorów załatwiały sprawę. Ciężarki ciężkie. 15-20 gr. Czasem lżej. Łowiłem raczej w dość mocnym wietrze i chciałem dobrze czuć zestaw. Może też zamieszanie jakie robił cięższy ciężarek na dnie pobudzało okonie. Kto wie. Co do prowadzenia to łowiłem bardziej subtelnie. Trzy drgnięcia i przerwa. Dwa razy powtórzyć sekwencje i przestawić zestaw.



Co do samych ryb nie ma co narzekać. Wpadło kilka trzydziestaczków i trochę mniejszych ryb. Tutaj trzydziesto centymetrowy okoń cieszy bardziej niż na innym łowisku. Nic tylko dalej się rozwijać i pobijać swoje rekordy.







środa, 17 lutego 2016

Motława 2016.

Mieszkając w trójmieście i mając przy tym wykupione pozwolenie na wody morskie mamy o tyle szczęście, że możemy bez problemu łowić mętnookie drapieżniki gdy sezon na wodach śródlądowych jest zakończony aż do czerwca. Oprócz portów, na szczególną uwagę zasługuje Motława. Doskonałe miejsce na dopracowywanie techniki drop shot; rybki raczej mniejsze, ale kilka pstryków w ciągu dniówki gwarantowane.
Pierwszy raz miałem styczność o tej porze roku z takim wędkowaniem, więc chciałem złowić cokolwiek. Niedawno jeszcze spacerując po starówce zaobserwowałem Motławę w takim stanie.


Przychodząc nad wodę dowiedziałem się, że w tym roku padły już piękne ryby. Szczupaki, sandacze, okonie, a nawet dorsze ! Mi niestety do tej pory nie udało się złapać okazałej ryby, co trochę podłamywało moja psychikę. Nie wiem czy był to dobry ruch, że wybrałem to zamiast morskich troci, które zaczęły już solidnie współpracować.. Jakoś ta druga opcja nie do końca do mnie przemawia. Jestem zmęczony trudami ostatnich dwóch sezonów i chyba potrzebowałem odmiany. A tak jakoś coś się zawsze zadzieję. Poniżej kilka rybek z tego sezonu. Może go niedługo skończę, ale jeszcze troszkę powalczę..