Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

wtorek, 27 czerwca 2017

Okonie na poppera

Z uwagi na nadchodzący, najlepszy okres na powierzchniowe łowienie okoni, chciałbym przedstawić na swoim blogu wędkarskim, w miarę kompletny poradnik - jak złowić okonie na poppera.


Czterdziestak na 3D Pop Prey od Savage Gear



Rozpoczęcie przygody z powierzchniowym łowieniem okoni


Moja przygoda z popperami na dobre zaczęła się poprzedniego lata nieco z przypadku. Siedząc sobie na łódce w czerwcowym słońcu, bez efektów przeczesywałem wodę spinningiem. Nic się nie działo, poza jednym odprowadzeniem ładnego okonia za białą gumą. W pewnej chwili z nudów na agrafkę powędrował popper, znaleziony gdzieś na dnie pudełka. Zarzuciłem go w korytarz między wynurzonymi już o tej porze roku roślinami i nieregularnie pluskałem. Po widowiskowym ataku na powierzchniową przynętę woda ożyła. Dosłownie i w przenośni. O moich pierwszych efektach możecie przeczytać tutaj.

Po tym wydarzeniu, z powodzeniem większym lub mniejszym zacząłem łowić okonie tą metodą, a te powierzchniowe woblery stały się jednym z pierwszych wyborów na upalne dni. Im dalej w las, tym bardziej uczyłem się tej metody dostrzegając jej smaczki, jak też minusy. W poprzednich latach przeczytałem sporo artykułów na temat popperów, jednakże jakoś na moim poligonie ten rodzaj przynęt mi się nie sprawdzał. Zapewne w pewnym stopniu zaważył brak wiary (nie czarujmy się, ale sam popper dla wędkarza nie mającego wcześniej zbytnio styczności z tymi przynętami, nie wygląda na apetyczny kąsek dla garbusów), ale sama treść owych tekstów, również miała znaczenie.

Rapala X-Rap Pop od Rapali w kolorze seledynowym.

Tak czy inaczej, nie wszystko co wyczytałem w czasopismach wędkarskich mi się sprawdziło, a po własnych doświadczeniach popartych całym letnim sezonem na różnych zbiornikach, gdzie moje poppery oszczędzane nie były, mogę z całą pewnością napisać, że nie ze wszystkim się zgadzam. Niestety, ale coraz więcej autorów czasopism piszę teksty, które nie są poparte jakimś większym doświadczeniem, zdobytym na przeciętnych polskich kałużach (choć takowi też są i chwała im za to, że dzielą się swoją wiedzą). Nie chcę robić z siebie jakiegoś internetowego "guru", tylko zamierzam podzielić się z Wami spostrzeżeniami wynikającymi z autopsji i skonfrontować kilka obowiązujących dogmatów. 

Sam nie mam zbyt dużego doświadczenia w powierzchniowym łowieniu okoni, a zdążyłem już pewne nieprawidłowości wychwycić. Ale co się dziwić - wielu ze sławnych wędkarzy nie będzie łowić na kaszubskich jeziorach, w miejskich kanałach czy retencjach, a często na łowiskach z dużym i okazałym rybostanem, takimi jak np. Dadaj, Lubiąż, o zagranicznych łowiskach nie wspominając. Dlatego brak często w tekstach z dużymi rybami uwiecznionymi w fotorelacjach, merytorycznych smaczków, wywodzących się z wielu roboczogodzin spędzonych nad przebłyszczonymi wodami, a ogólniki, które są swego rodzaju odgrzewanymi kotletami. Dlaczego prasa idzie w tym kierunku, między innymi opiszę w poście, który ukaże się wkrótce.

Zastosowanie poppera

Chciałbym zacząć od tego, że poppery są przynętami typowo zadaniowymi. Po prostu nie wszędzie i zawsze woblery powierzchniowe będą działać. Z mojego doświadczenia ryby raczej rzadko będą się podnosić do nich z większej głębokości. Tutaj przychodzi mi na myśl artykuł sprzed kilku lat, autora WW,  który twierdził, że w upalne dni podniesiemy ospałe garbusy z dziesięciu metrów, do pluskających na powierzchni popperów... Tylko problem w tym, że nie każdy łowi na super łowiskach.. i potem, taki chłopak, który kupi w empiku gazetkę, będzie kilka godzin pluskał na otwartej wodzie jeziora sielawowego na mazurach, gdzie szybciej skusi do brania mewę. Oczywiście to, że jest głęboko nie oznacza, że ryby będą przesiadywać przy dnie. Np. spławiające się stado uklei przy powierzchni może być dziesiątkowane przez okonie, innym razem okonie będą żerować gdzieś w toni, a jeszcze w innym przypadku trzeba będzie się do nich dobrać łowiąc przy dnie. Ale czasy, w których na polskich jeziorach obarczonych rabunkową gospodarką rybacką i kłusownictwem, okonie harcowały w najlepsze przy powierzchni się skończyły, a raczej pozostaje dłubanina dłoniaków na jaskółki latem w toni. Większe osobniki są po prostu pochowane, jest ich mało, są wystraszone i często potrzeba dużo bardziej finezyjnego łowienia, aby taki "polski" czterdziestak wylazł z kryjówki na kilku metrach głębokości. A jeżeli już drobnica jest gdzieś na otwartej, głębszej wodzie blisko tafli, to przy powierzchni będą raczej pływały osobniki mniejsze, a mamuśki w stadzie, raczej będą patrolowały teren pod tym całym zgromadzeniem, czekając aż coś rannego wpadnie im pod pysk. Takiego poppera będą miały w czterech literach krótko mówiąc, no chyba że mówimy o łowiskach z dużą ilością okazałych okoni, gdzie ryby nie są tak niepokojone czynnikami "ludzkimi" i tym samym mają dużo agresywniejsze zwyczaje niż na większości wód. I dlatego większość tekstów o popperach i okoniach ma niestety mało wspólnego z naszą szarą rzeczywistością, bo doświadczenie jest często zdobywane przez owych autorów podczas kilkudniowego wakacyjnego wypadu nad tego typu wody. Co najlepsze w każdym lipcowym numerze jest jakiś tekst o popperach i praktycznie zawsze jest to jeden odgrzewany kotlet.


Średni rozmiar okonia na polskich łowiskach.

Tak czy inaczej do popperów będą wychodzić ryby naprawdę agresywnie żerujące, co w naszych wodach jest zjawiskiem coraz rzadszym, a na głębszej wodzie niestety jest to warunek koniecznym. W innym przypadku trzeba będzie łowić klasycznie np. na gumy. Oczywiście można wysnuć wniosek, że te przynęty będą najbardziej skuteczne w okresie wakacyjnym, a nie w zimniejszych porach roku, kiedy ryby są bardziej ospałe i stacjonują bliżej dna. Tyczy się to chyba wszystkich gatunków drapieżników, gdzie do woblerów powierzchniowych ryby podnoszą się latem, kiedy woda jest najbardziej nagrzana. W prasie wędkarskiej krążą dogmaty, że najlepsze będą dni najbardziej upalne, słoneczne, gdzie siedzimy na łódce w samych kąpielówkach (czasami się schładzając ;)). Jak najbardziej coś w tym jest, ale dobre efekty uzyskiwałem również w dni troszkę bardziej pochmurne (słońce przebijające się przez chmury). Jest to chyba najbardziej związane po prostu z temperaturą samej wody w tym okresie, niż szukaniu słonecznego dnia samego w sobie.

Czytałem tekst, w którym autor poleca zastosowanie popperów, aby zachęcić nie żerujące ryby do ataków chociażby na obrotówki - popper ma w tym wypadku nie imitować samej ofiary, a innego żerującego okonia, który ma zmobilizować do działania swoich pobratymców. Osobiście nie miałem po przeprowadzeniu tej operacji zbyt dużych sukcesów, gdzie lepiej mi wychodziło kuszenie słabo żerujących ryb na przynęty o znikomej pracy typu jaskółki, czy robale. No, ale jak ryby nie biorą na nic, warto próbować różnych sztuczek, pamiętając przy tym, że każda woda rządzi się swoimi prawami. Jednak w wodach, w których wszyscy łowią tylko na gumy, a w soboty i niedziele okonie widzą po raz setny keitechy we wszystkich kolorach tęczy, taka złamanie reguł gry może nas przybliżyć do sukcesu ; )


Gdzie najlepiej łowić na poppery

Miejscami, w których efektywniej będziemy łowić woblerami powierzchniowymi, będą płytsze miejsca. Łąki podwodne oraz różne odmiany roślinności wynurzonej będą naszymi sprzymierzeńcami. Wymieniając te miejscówki, od razu w głowie powstaje obraz jakiś płytszych, spokojniejszych jeziorowych zatok oraz małych, mocno porośniętych latem kameralnych łowisk. Szczególnie te ostatnie będą chyba najciekawszą alternatywą do rozpoczęcia zabawy z popperami, gdzie praktycznie łowiąc większością innych spinningowych przynęt, będziemy od razu ciągnąć tuman zielska. W takich miejscach nie tylko przebywają szczupaki, ale też wyrośnięte okonie! Na takich zakrzaczonych, małych jeziorkach, omijanych przez większość spinningistów szczególnie latem (ze względów technicznych), pluskający między grążelami wobler, uruchomi często pierwotny instynkt drapieżcy, przyćmiewając trochę podejrzliwość większych garbusów, które o tej porze często nie są tak niepokojone przez wędkarzy.

Grążele, trzciny, zielsko - tutaj też są okonie.

Oczywiście większe zbiorniki będą również miały prawo bytu, a najbardziej miejsca płytsze, najspokojniejsze. Szczególnie wcześnie rano lub wieczorem na głębszych jeziorach, warto odwiedzić wspomniane miejscówki, odpuszczając początkowo głębsze spadki czy też blaty. A podwodne górki? Warto spróbować i akurat jakieś ładny garbus nam się podniesie, znudzony pływaniem w toni. Niemniej największe doświadczenie z popperami mam z łowisk płytszych (szczególnie te pozytywne) i tam najlepsze efekty osiągałem w środku dnia. Ale co woda, to różne obyczaje okoni, które warto po prostu poznać i nie zakładać z góry, gdzie okonie będą miały akurat stołówkę - te ryby są naprawdę nieprzewidywalne i często jedynym rozwiązaniem, jest po prostu regularne odwiedzanie danego łowiska przez przynajmniej kilka sezonów. Warto mieć przy tym uszy i oczy otwarte, szczególne na jakieś spławy drobnicy, stada mew nad nimi i tym podobne historie... których niestety nad wyjałowionymi polskimi wodami jest coraz mniej.. W street fishingu poppery również znajdą swoje zastosowanie, szczególnie gdy chcemy narobić zamieszania pod mostami, kiedy nasze gumy i obrotówki zawodzą. Zawsze coś nietypowego na przebłyszczonych wodach może zdziałać cuda.


Pluskamy!

Samo pluskanie popperem to nic innego jak twitching, a w naszym ojczystym języku po prostu podszarpywanie. Najprościej przeprowadzić tą operację trzymając kij szczytówką skierowaną ku lustrze wody i wprawiać w ruch wobler za pomocą podszarpywań w bok, gdzie podczas pauzy zbieramy luz linki. Po kilku rzutach, zauważymy jak popper zachowuje się podczas naszej gry szczytówką. Warto przetrenować cichsze pluśnięcia, głębokie BLUUUM oraz różne sekwencję. Czasami ryby będę reagować na na same smużenie, które osiągniemy lekko podwijając samym kołowrotkiem. Musimy po prostu sami zauważyć co będzie podobać się danego dnia rybom. Kluczem do sukcesu są jednak według mnie przerwy miedzy pluśnięciami. To podczas nich miałem większość ataków. Nie ma się co spieszyć, a nawet wskazanym jest zostawiać nieruchomo wobler na jakiś czas.

Branie z powierzchni to kwintesencja spinningu. Skok adrenaliny gwarantowany. Pobranie poppera przez okonia wygląda najczęściej tak, że ów po prostu znika lekko marszcząc powierzchnie wody, chociaż niekiedy potrafią też konkretnie przywalić. Jest to mimo wszystko dużo dostojniejszy atak niż szczupaka (ten wygląda aż nad wyraz spektakularnie, głośno i gwałtownie). Co do kaczych drapieżników, w przeciwieństwie do pasiaków bardzo często nie trafiają. Tutaj jest największa bolączka tej metody albo i jej urok ; ). Gdy szczupak nie trafi, nie róbmy gwałtownych ruchów, tylko pluśnijmy jeszcze raz w miejscu ataku i dajmy kilka sekund postać woblerowi w bezruchu. Prawdopodobnie przywali po raz drugi, tym razem celniej. 


Szczupak na poppera.
Na początku mojej przygody z popperami, sporo brań krótko mówiąc zepsułem, o czym warto wspomnieć. Po ataku ryby, nie należy od razu zacinać! Wiem, że trudno się powstrzymać (szczególnie będzie to dotyczyć "elektrycznych" sandaczowców), ale musimy poczekać, aż poczujemy opór na kiju. Po zakotłowaniu się koło naszego woblera, trochę potrwa zanim ryba go pobierze. Coś jak grzmot i błyskawica. Nie musi to też być jakieś mocne zacięcie, a często zdecydowany ruch wędziska w bok załatwi sprawę. Gdy ktoś dalej będzie miał problem z wyczuciem zacięcia, warto się po prostu wstrzymać, a często okoń uderzający z impetem w wobler zatnie się na którąś z dwóch kotwic sam. 


Sprzęt i przynęty

Celowo zostawiłem ten akapit na koniec, ponieważ o sprzęcie możecie przeczytać wszędzie. Pełno tego w internecie, prasie, gazetach, kosmosie etc. Co się dziwić, w erze konsumpcjonizmu, najlepiej się to sprzedaję - ludzie chętnie to czytają, oglądają ładne ryby i potem kupują. Dlatego wole przekazywać trochę wiedzy merytorycznej. No, ale tekst bez tego sam w sobie byłby też mało wartościowy.

Zaczynając od wędki powinno być to coś krótkiego, czyli 2 - 2,2m, żeby nam się wygodnie twitch'owało. Dalej troszkę zaczynają się schody, bo wiele osób poleca do tego kije bardzo szybkie, żeby odpowiednio tego poppera podszarpywać. Tylko od takiego kija, bardziej o akcji sandaczowej w połączeniu z plecionką, okonie będą nam się odbijać i spadać podczas holu.

Budżetowo kij Mikado Specialized Trout skuteczny nie tylko do łowienia pstrągów.

Przy łowieniu na otwartej wodzie temat jest prosty, ustawiamy hamulec aby oddawał linkę od razu po zacięciu ryby i jesteśmy w domu.. Ale przyjmijmy, że łowimy w zielsku plecionką - mało osób używa teraz żyłki, bo jest już passe. Zacinamy tego okonia w zielsku. Zapewnienie dodatkowej amortyzacji za pomocą dobrze wyregulowanego hamulca odpada, bo jak nam pasiak pójdzie w zielsko to raczej go stracimy - najczęściej zacinają się za jedną kotwice, drugą wepnie w jakąś łodygę grążela, zrobi sobie dźwignie i papa. A ustawiając hamulec na beton i łowiąc pałowatym kijem z plecionką, będziemy gubić okonie; tutaj też troszeczkę sprostowania, bo często możemy przeczytać, że one mają kruchy pysk i musi być nie wiadomo jaka amortyzacja. Przy małych okonkach zawsze będzie się rozrywać im pyszczki, bo taki natura im go zrobiła. Większe okonie mają pysk twardszy, tylko też zależy przy tym gdzie on dostanie. Patrząc na otwór gębowy, u góry, gdzie pysk jest ciemniejszy, tam duży okoń ma twardą gość - jeżeli tam wbijemy grot jesteśmy w domu. Ci co łowią okonie spod lodu, gdzie pasiak dostanie w tą kość, za tak zwany nosek wiedzą o czym mówię. Natomiast, po boków pyska, tam gdzie błona gębowa jest bardziej przezroczysta, biaława, tam mamy mniej korzystne dla nas, bardziej kruche miejsce, gdzie podczas holu, owa błona będzie się rozszerzać, a nawet przy słabej amortyzacji rozrywać. Niestety często właśnie łowiąc na kotwiczki, okonie tam dostają po "zębach". A w szczególności na poppery, okonie właśnie często zacinają się płycej - nie jest to, że tak napiszę guma, którą on zassie, a obiekt twardszy, w który przywali. Zresztą każdą rybę, którą wetniemy, statystycznie bezpieczniej doholujemy przy wyregulowanym hamulcu i łowiąc żyłka. Amortyzacji się nie oszuka. Łowienie żyłką jest mniej komfortowe, szczególnie przy twitchingu i nie będę tego owijał w bawełnę, ale coś za coś. Warto patrzeć na różne materiały na rynku, wędki o różnej akcji i dostosować pod swoje potrzeby, a nie kupować coś, bo ktoś tam w gazecie tak pisał. Też nie myliłbym amortyzacji po zacięciu z samym oporem ryby przy braniu np. na gumkę, bo jak wiadomo, przy żyłce i miększym kiju, okoń później zorientuje się, że coś jest nie tak i na taki zestaw po prostu pewniej będzie zasysał przynętę, ale to temat na inny tekst.

Zmęczony życiem 3D Pop Prey po jednym obfitym sezonie.

Teraz mamy dwa wyjścia. Albo dobieramy sztywniejszy kij i dajemy do niego żyłkę, albo coś o głębszym ugięciu, bardziej pstrągowego niżeli sandaczowego i wtedy możemy dać plecionkę. Osobiście przy tej pierwszej opcji używałem Phenixa Red Eye 12lb, a celowo do tego łowienia kupiłem sobie za niewielkie pieniądze Mikado Specialized Trout 2,10 do 15g. i jest bardzo przyjemny. Nie jest to może szczytowy kij pod jiga, ale pod woblerki, obrotówki i inne żelastwo jak najbardziej dobra opcja. Celowo, omijam słów okoniówka, bo te raczej są zaliczane wśród polskich wędkarzy do mocy UL i służą do łowienia na mniejsze przynęty. Eh, idealna byłoba moja ukochana elitka 8lb, ale niestety łowiąc w krzaczorach potrzeba czegoś ciut mocniejszego, licząc się także z przyłowem szczupaka. Ale ten kij, to po prostu idealne narzędzie - szybki, ale pod rybą pięknie się ugina. Wada - bardzo wysoka cena.

O kołowrotku nie będę się rozpisywał. Musi dobrze układać linkę, mieć w miarę sprawny hamulec i tyle.

Teraz co tygryski lubią najbardziej, czyli same przynęty. Nie używam popperów najmniejszych, bo w samej metodzie chodzi o jak największe zamieszanie, a te zrobimy czymś większym. Oczywiście, gdy idę z ultralightem w miasto, fajnie do tego pasują popperki mniejsze - 4cm, ale ja najczęściej używam takich wielkości 6,5-8cm i nawet małe okonie je z powodzeniem atakują. Chyba najbardziej uniwersalnym i najłatwiejszym w prowadzeniu jest 3D Pop Prey od Savage Gear. Mam także Rapale X-Rap Pop, która jest trochę bardziej oporna - trzeba mocniejszej szarpnąć aby popper wykonał odpowiedni ruch, ale robi dużo większe pojedyncze BLUUM - ma po prostu większy dziobek i mocniej napiera na wodę. Wszedłem w posiadanie nawet bardzo lansowanego, japońskiego Megabassa PopX, ale powiem szczerze, że szkoda kasy. Ma jakieś wlewy wody przy skrzelach i może trochę inaczej pracuje, ale ogólnie popper, jak popper. Kupimy 4 razy taniej coś co będzie tak samo skuteczne, albo nawet bardziej. I co ciekawe kotwicę ma gorszej jakości ; ) Fajne w popperach, że kupimy sobie dwie czy trzy sztuki i zawsze można to wyjąć w odpowiedniej chwili z pudełka (kijek, który da radę, zapewne też posiada już każdy z Was). Co do kolorów to moim zdaniem nie mają jakiegoś większego znaczenia. Sam mam raczej takie w naturalnych kolorach, jedną żarówę i to mi wystarcza.

Od lewej, Savage Gear, Rapala, Megabass i Ultra Light Pop od Rapali.

Dla niektórych ważną częścią jest chwost w woblerze. Może coś w tym jest i okoń uderzy w część poppera, która jest najbardziej wyeksponowana, ale szczerze chyba więcej złowiłem pasiaków na kotwice środkową, bez chwosta. Wnioski? Hmm.. wędkarze, lubią sobie dobierać teorie. Może ta, że drapieżniki uderzają bardziej od przodu, w łeb żeby od razu zabić, by pasowała? Sam w nią do końca nie wierze, chociaż statystycznie z przodu uderzają ryby mniejsze. Może żeby sobie tym pomóc? Tak czy inaczej, chwost bardzo prosto zrobić samemu, jeżeli nasz się popsuję i odsyłam Was do artykuły gdzie taki zabieg stosuję również przy obrotówkach - tutaj.

Całość zestawu uwieńczam cienką stalką lub wolframem. Sam lubię wolframy Spinwal'a i z nich najczęściej korzystam. A skręcać się będzie nam wszystko, no chyba że oprócz najdroższych tytanowych przyponów. Jeżeli nie spodziewamy się szczupaków, możemy przywiązać fluorocarbon do plecionki i tyle o sprzęcie.


Mały pasiak, ale wariat ; )

Podsumowując, poppery są ciekawą alternatywą na dopełnienie pudełka na letnie pasiaki. Jest to przynęta zadaniowa, która będzie działać bardziej w pewnych okresach i miejscach, niżeli coś co powinno być pierwszym wyborem, przez cały letni okoniowy spinning. Zresztą, jeżeli ktoś szuka złotego środka, najłowniejszej przynęty, to moim zdaniem jest z góry na przegranej pozycji. Wędkarstwo to sztuka stałej kombinacji, poznawania zwyczaju ryb, do których to my musimy się dostosować. Pamiętajcie, że ryby gazet, ani internetowych for, nie czytają. A na pewno nie okonie, to mądre ryby, które na pewno bardziej kreatywnie wykorzystują swój czas ; )


PS. Warto wziąć na taką wyprawę z popperami swoją drugą połówkę. Z autopsji wiem, że łowienie z powierzchni płci przeciwnej się najbardziej podoba i do tego o dziwo często owocuje w ryby! A my nie musimy się obawiać, że co chwila będziemy musieli zdejmować zielsko z kotwic.. chyba, że rybę, którą dziewczyny boją się samemu odhaczać. Przynajmniej w moim wypadku ; )

*********************************

Wyszedł dość długi tekst, ale chcę ruszyć właśnie z serią poradników odnośnie konkretnych metod, gdzie wiedza będzie skompresowana w jednym tekście. Najczęściej piszę spontaniczne teksty, opisujące pojedyncze wyprawy i ta wiedza jest dość rozproszona i często między wierszami. Dlatego jak ktoś będzie szukał czegoś konkretnego, może mu w tym pomogę. Oczywiście stary kontent będzie dalej obowiązywał, ale czasami wrzucę jakiś bardziej dopracowany poradnik.



Serdeczności
B.






poniedziałek, 19 czerwca 2017

Mglisty okoniowy przedświt.

W wędkarstwie jest magia. Ten post nie będzie o sprawach technicznych, bo ile o tym można pisać, szczególnie chcąc uzewnętrzniać siebie. Czasami, warto napisać coś krótkiego, spontanicznego, pokazując swoją radość, a przy tym nostalgie, które przynajmniej w moim przypadku oddzielają tą piękną pasję od sportu.



Co jest piękniejszego niż wyjście na ryby, jeszcze za nocnych, czerwcowych, krótkich godzin, aby nad wodą być jeszcze o szarówce. Poczucie na swojej twarzy wilgotnego powietrza i wkradającej się wszędzie mgły. Widok przeskakującego wesoło małego liska na drugą stronę ulicy, wśród spowitych mleczną poświatą zamiejskich wsi.

Oddawanie pierwszych rzutów, gdy jesteśmy najbardziej skupieni i pełni nadziei, wyobrażając sobie tor, podrygiwanej naszym nadgarstkiem gumy. Chwilę, gdy z jedną ulubioną okoniówką, stajemy się częścią tej wymarzonej scenerii, świata, w którym chociaż przez ową magiczną godzinę, oddychamy pełną piersią stając się jednością z przyrodą.

Ten poranek był wyjątkowy. W pierwszych rzutach, piękny garbusek 36 centrmetrów, z krwisto czerwonymi płetwami. Ale strzał pod nogami. Coś pięknego. Już jestem taki szczęśliwy, a jeszcze nie wzeszło słońce. Ryby brały jeszcze godzinę, oprócz rodzynka, trafiały się w kilku ilościach rybki 28-30 centów. Magiczna godzina. Gdy mgła zeszła, a pierwsze podmuchy wiatru wygoniły chmury, pierwsze promienia słońca zaczęła się odbijać od tafli, okonie pochowały się.

A ja, już byłem po prostu spełniony.





Życzę Wam też takich chwil nad wodą, gdy jesteśmy sami i czujemy to piękno, które daje nam przyroda. Ryby to dodatek, ale jakże tez miły. Tym razem było idealnie i przez całą ostatnią niedzielę, uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

A sobie bym życzył, żebym kiedyś zamieszkał w okolicach jakiegoś małego miasteczka na wsi, gdzie wśród sosen nad jeziorem, pijąc poranną kawę, miałbym widać na majaczące w dole jezioro. Z dala od for internetowcy, bez rywalizacji, pokazywania kto ma dłuższego. Takowe wymarzone miejsce już mam, na pojezierzu brodnickim, może kiedyś mi się to uda i nie będę musiał uczestniczyć w tym miejskim zgiełku.

Serdeczności
B.

piątek, 16 czerwca 2017

Skuteczne okoniowe gumy - łowienie na lekko.

Ostatnie wypady były dość niezłe, ale nie fantastyczne. Mam tu na myśli, że łowiłem sporo okoni (na Motławie czy też na jeziorze), ale większe ryby mnie omijały. Zresztą, jak na polskie warunki i tak nie mam zbyt dużych powodów do narzekania. Dzisiaj wspomnę na swoim wędkarskim blogu trochę o łowieniu okoni na lekko techniką opadu i pokaże Wam swoje okoniowe gumy.



A gdy zacząłem łowić okonie na lekko..


Praktycznie każdy mój wypad owocuję w ryby przynajmniej 30sto centymetrowe (30-33cm). Jak na tą porę roku, moim zdaniem jest nieźle w porównaniu do innych sezonów. Czekam tylko na okonie, którym bliżej jest już do 40stu. Co robię teraz inaczej? Chyba głównie to, że łowię dużo lżej, o czym pisałem już wcześniej. W tym okresie okonie często aktywnie żerują w toni i niekoniecznie trzeba walić o dno cięższymi główkami, a druga sprawa, że przebywają też w płytszych miejscach (mają tam drobnicę), co wymusza takie łowienie. Okoniowa technika opadu, nie zawsze powinna przypominać tą sandaczową, warto, więc połowić trochę lżej, a nawet gdy robimy to w okolicach dna, też ta przynęta często dużo naturalniej się prezentuje. Następnym czynnikiem, który poprawi naszą skuteczność, szczególnie gdy uprawiamy modny street fishing, jest to, że większość osób tak nie łowi! Często jadąc wieczorem na taką gdańską Motławę, mamy przeświadczenie, że naszą miejscówkę obławiało już skrupulatnie przynajmniej kilkoro spinningistów i gdy nasze kochane okonie widzą najczęściej gumy lecące na łeb na szyje w opadzie, zagrajmy im trochę przed nosem na lekko.






A co do moich okoniowych gum..


Stosuję głównie przynęty w przedziale 2-3" z miękkiej gumy, a większe selektywne  przynęty również grzechem nie będą, gdy spore okonie dobrze żerują. Rzadko przekraczam teraz główki jigowe o masie dwóch gram, gdzie niczym dziwnym nie są te, które mają nawet poniżej grama. Warto wziąć jednak pod uwagę jeszcze wielkość przynęty, bo im większy przykładowo ripper i do tego masywniejszy, tym cięższa musi być główka, żeby zapracował odpowiednio w opadzie; przykładowo wąska, lejąca się guma 3" będzie już nieźle zamiatała ogonkiem przy małej główce w porównaniu z inną, twardszą, okraszoną masywniejszą łopatką ogona, gdzie zestawienie podobnej szybkości opadu uzyskamy przy 2gr w pierwszej i 5gr w drugiej. Przy przynętach bez pracy własnej takich rozważań jednak nie będzie i często bardzo lekko zbrojone okoniowe gumy, pokazują swoją prawdziwą moc. Mało osób jednak zwraca uwagę na samą średnice linki, gdzie im będzie większa, tym opad będzie teoretycznie dłuższy - tak samo, jak wydłużymy go, dowiązując do plecionki fluorocarbon. Oczywiście do odpowiedniej prezentacji takich lekkich przynęt potrzebna nam jest cienka plecionka 0,06, do której dowiązuję na końcu metrowy przypon z żyłki (tańsza niż fluorocarbon, a sztywność i tak zapewnia nam plecionka). Stosowanie żyłki jako linki głównej jest też dobrym pomysłem, jednakże często, szczególnie przy wietrze, rzucanie, czucie i odpowiednie poprowadzenie lekkich gum będzie dużo mniej komfortowe. Chociaż gdybym mógł łowiłbym żyłką, bo na nią łowiłem swoje największe garby.. coś w old schoolu jest po prostu magicznego.

Ważne również aby nie przesadzać z wielkością agrafek, a na pewno eliminować z nich krętlik. Przy słabszym żerowaniu, nawet całkowite wyeliminowanie łącznika i przywiązanie linki bezpośrednio do główki jigowej może rozwiązać worek z rybami. Tutaj warto jeszcze wspomnieć na temat samych główek, a mianowicie tego, że nie używam tych z ołowianym kołnierzem. Przy bardzo miękkich gumach (np. Keitech), od razu takową gumę rozrywamy i gdy jeszcze chcemy zmieniać gumy, używając zawiązanej na stałe główki, utrudniamy sobie życie i tym samym marnuje drogie, japońskie gumy. Ja osobiście stosuję praktycznie wyłącznie haki firmy Dorado.

Niestety okonie nie są rybami dla minimalistów. Staram się zabierać co prawda jak najmniej sprzętu, ale jest to dość trudne.. To ryby często bardzo wybredne i czasami zanim trafimy w przynętę otwierającą wodę danego dnia, trochę może to zająć. I tak pakując się przed dzień wyjazdu na ryby, trudno w głowie sobie to wyselekcjonować, tym bardziej bardzo bogata oferta na rynku w tym nie pomaga. Tak czy inaczej mam jedno pudełko z gumami do kuszenia okoni na lekko, które wszędzie ze sobą zabieram i do tego jakieś kilka paczek z nieużywanymi, zapachowymi gumami, z modelami i kolorami, które są dla mnie najskuteczniejsze. Ogólnie łowiąc staram się rotować na zmianę gumami bez pracy własnej, jak i tymi z ogonkiem na końcu.

Moje pudełko operacyjne z okoniowym sylikonem.
Zacznę od przedstawienia moich okoniowych gum pozbawionych pracy własnej. Niepodważalnie tej wiosny króluję Fish Up Tanta, o czym pisałem wcześniej na swoim blogu chociażby tutaj oraz w innych wpisach opublikowanych tej wiosny

Odkurzenie okoniówki - niezawodna Fish Up Tanta

Guma rodem z Ukrainy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Tworzywo jest miękkie, a przy tym nie rozpada się tak szybko, jak przy konkurencyjnych produktach rodem z kraju kwitnącej wiśni. W sumie kształtem się nie wyróżnia, od co, taki aromatyzowany robal jakich wiele na rynku. Ale podczas podszarpywania kusi okonie jak mało co. Do łowienia okoni polecam rozmiar 1,5" i najbardziej selektywny i polecany przeze mnie 2,5". Najmniejszy rozmiar za to, okazał się zabójczą bronią na spinningowy białoryb

Płocie na spinning

Oczywiście testowałem również inne robactwo od Fish Up takich jak chociażby Flit, ale Tanta jest moim zdaniem zdecydowanie killerem, które muszę mieć koniecznie w pudełku.


Przynęty bez pracy własnej. Robactwo i jaskółkowate.

Do tego ostatnio testuję larwy hand made kolegi z forum @Cyprys19, które też jak najbardziej dają radę. Najbardziej klasycznymi jaskółkami i twardymi pryz tym, będą te od Lunker City. Twardość przydaję nam się dużo bardziej przy klasycznym jigowaniu jaskółką, a miększe gumy polecam do drop shota. Warto przetestować także trójkątne główki, które dodają przynęcie ruchy bardziej odskakujące na boki. Wiele imitacji robactwa natomiast, jest z uwielbieniem mocowanych na końcu zestawu za pomocą czeburaszki, ale ja, jakimś jej wielkim fanem nie jestem.

Mówiąc o klasycznym przynętach rybopodobnych z ogonkiem, który pracuję w opadzie, warto zacząć od chyba najbardziej popularnych dzisiaj wśród spinningistów keitechów. Prym wiedzie chyba model Easy Shiner. Guma ta bardzo dobrze pracuję już od najmniejszych gramatur główek, jest nasączona atraktorem. Wada? Bardzo szybko przynęta ulega zniszczeniu, co skutkuję uszczuplaniem naszego portfela.

Tutaj trochę riperów, twisterów, hybryd. Czego to producenci nie wymyślą ; )

Kupiłem także tej wiosny trochę ripperów od ukraińskiej firmy Fish Up i również się nie zawiodłem. U-Shad będzie dobrą wyjściową pozycją do obławiania okoniowych met. Wizzle Shad natomiast będzie przynętą o masywniejszym ogonie, robiącym więcej zamieszania pod wodą. Dobry do obławiania płytkich miejsc, gdzie chcemy łowić większą gramaturą, a przy tym wolnym opadem. Po prostu guma ta stawia większy opór w wodzie i będzie często zadaniowym killerem. Z kanonów bardzo lubię klasyczny ripper od Mannsa, który cały czas daję ryby i jest dobrą imitacją krąpika. Twisterów także, nie może zabraknąć w naszym pudełku. Kolokwialnie mówiąc, niekiedy ratują nam tyłek nad woda.

Dzisiaj jakoś się zdarzyło, że opisałem gumy, co nie oznacza, że nie używam bardzo skutecznych w tym okresie obrotówek, czy też woblerów. Ale przynajmniej będę miał pomysły na nowe posty, z serii "moje okoniowe pudełko". Oczywiście na rynku jest dużo więcej skutecznych przynęt, ale opisałem te, które w ostatnim czasie wydają mi się ciekawą propozycją i spełniają koncepcję łowienia okoni na lekko.


Serdeczności
B.







czwartek, 1 czerwca 2017

Street fishing Motława - powrót na stare śmieci

Dla osób takich jak, które chcąc dość regularnie wędkować, a nie mogą zapuszczać się zbyt często za miasto, Motława będzie dobrym rozwiązaniem. Ostatnio postanowiłem ją odwiedzić po miesięcznej przerwie i porwać się w nurt okoniowego street fishingu.





Chcąc polować na w miarę przyzwoite okonie, plątanina kanałów w Gdańsku, jest chyba najbardziej wskazaną alternatywą. Oprócz niej pozostają nam zbiorniki retencyjne, z którymi różnie to bywa. Z Motławą jest o tyle ciekawie, że do końca nigdy nie możemy być pewni co nam się trafi na drugim końcu linki. Nie wspominając chociażby o dorszach, które wpływają z morza, to możemy po prostu w każdej chwili trafić okaz jakiegoś gatunku, mimo że przeciętne łowione osobniki nie są tutaj zbyt okazałe - po prostu spora migracja ryb robi swoje. Oprócz przypadkowych niespodzianek, warto obserwować ruch nad wodą - wtedy na pewno zauważymy, gdy chociażby wiosną czy jesienią wejdzie okoń z morza. Na retencjach niestety tego nie ma; większość tych zadbanych stawków jest zarybiana i chroniona przez wędkarzy, gdzie Ci starzy bywalcy, mogą praktycznie nazywać wszystkie łowione ryby przez siebie po imieniu. Nie ma do końca tego jakże ważnego w wędkarstwie elementu niespodzianki i nadziei, towarzyszącej większej, czy w tym wypadku dłuższej wodzie.

Gdzie byśmy nie łowili, niestety na wszystkich łowiskach w mieście nastąpił efekt przebłyszeczenia wody - od co, modny street fishing. Takie okonie, wśród niezmierzonej rzeszy spinningistów widziały już chyba wszystko! Gdy każdy wędkarz ma dostęp do praktycznie wszystkich nowości rynkowych, taka metoda jak drop shot, czy z przynęt modny keitech easy shiner, nie działa już na nie tak dobrze, jak kilka lat temu - szczególnie na te większe osobniki. Dlatego często trzeba próbować nieszablonowych przynęt i też ich "dziwnych" metod prezentacji.





Wczoraj praktycznie nic się nie działo, aż w końcu natrafiłem na mały kod dostępu danego dnia. Dowiązałem w końcu do plecionki, przypon z żyłki 0,14, gdzie bez agrafki dowiązałem złotą główkę wolframową, ok. 0,5gr i tante od fish up'a. No i zagryzł. Drugi okoniowy wypad z rzędu i taki gagadek, tym razem ze 33centy się trafił (z rybek 30+ na moich wodach, jak najbardziej się już cieszę ;) ). O skuteczności tej ukraińskiej przynęty nie będę już się rozpisywał, bo efekty mnie czy innym wędkarzom jak najbardziej daje.





Oczywiście innych mniejszych osobników w paski, też trochę złapałem ; )

Wracając do tematów sprzętowych, pora na kryptoreklamę. A mianowicie, przetestowałem pierwszy raz w boju dwa nowe nabytki. Pierwszym o jakim chcę napomknąć jest wędeczka DAM'a, a mianowicie Microflex 2,30 do 7gr.


Miałem wcześniej ten sam model, tylko długości 1,90. Napiszę tak - jeżeli ktoś szuka, czegoś w tym zakresie cenowym (do 3 stówek), co nie jest wklejanką, nic lepszego nie znajdzie. Takiego Major Crafa, Baspare, który kosztuje dobrą stówkę drożej, pod względem czułości nakrywa czapką (zresztą w tej stajni, trzeba wydać trochę PLN'ów, bo te niższe modele, według mnie są słabe..). A tak mamy na prawdę fajny kijek, za nie duże pieniądze, gdzie nie musimy się obawiać jak w przypadku droższych blanków, że porysuje się nam podczas transportu miejskiego tramwajem, czy na betonowych nabrzeżach miasta, podczas kolejne sesji street fishingu.

Zamieniłem go na dłuższy model, bo często łowię z brzegu i oprócz gum, sięgam czasem po jakieś woblerki, czy żelastwo. Krótszy model, dla osób które lubią tylko aktywnie jigować z wysokiego nabrzeża, czy też z łodzi, będzie lepszym rozwiązaniem. Czucie jest fajne i przy w miarę sprzyjającej aurze, taką gramową główeczką możemy już podziubać, a obrotówce dwójce, przy stojącej wodzie też podoła. Pod ryba, mimo szybkości blanku też ładnie się gnie. Może nie jest to, takie cukierkowate, wzrorowe ugięcie jak przy droższych konstrukcjach, ale ugina się jak najbardziej progresywnie. Niektórzy wyczują odrobinę kołkowatości, ale taki okonek 30+ już naprawdę daje sporo frajdy z holu.  ;)



Drugim nabytkiem jest torba na ramię Rapali, dedykowana do street fishingu. Tak naprawdę jest to prezent na niedawne urodziny (dziękuję kochanie, że zauważyłaś że moja stara torba jest w opłakanym stanie;*). Ogólnie to śmieszą mnie te zabiegi marketingowe, gdzie wszędzie wciskane jest modne łowienie w mieście, ale muszę przyznać, że torba jest bardzo przyjemna. Tak przemyślanej torby wędkarskiej nigdy nie miałem - wszystko się mieści, a przede wszystkim ma swoje miejsce (fotografowanie wielu kieszeni i kieszonek moim zdaniem trochę mijało się z celem, więc musicie mi wierzyć na słowo). Gdy bawimy się w takie szybkie wypady, bez zbędnego oblężenia sprzętowego (za to chyba najbardziej lubię street'a - za minimalizm ;) ), miejsca jest aż nad to i z pewnością podczas tych dłuższych też się sprawdzi. Torba wydaję się być solidna, wiec mam nadzieję, że będzie mi towarzyszyć jeszcze przez wiele wypraw.

Maj był bardzo udanym miesiącem w tym sezonie. Może nie łowiłem okazów, ale łowiłem ryby, które mnie cieszyły, jak na łowiska i czas, którymi dysponowałem.

Oby czerwiec był równie udany.

Serdeczności
B.