Okoń 38cm z Motławy. |
Trzeba sobie otwarcie przyznać, że zanim "street fishing" stał się tak modny w internecie, wędkarze praktycznie od zawsze korzystali z miejskich rzek i portów, łowiąc tam piękne ryby. Sam pamiętam, gdy mając kilka lat, tylko czekałem na jakąś szkolną wycieczkę nad gdańską starówkę, żeby zapytać jakiegoś pana z wędką czy biorą. Jak można się domyślić, był już do takich pytań przyzwyczajony i co ja muszę przyznać, sam do tego przywykłem okupując od kilku dobrych sezonów motławskie chodniki ze spinningiem w ręku. Ta trudna woda mimo ogromnej presji i wielu minusów z brakiem łona przyrody w tle, uaktywniła jednak u mnie wędkarski instynkt, a obraz ładnego, holowanego tam przeze mnie okonia, zawsze zostanie w mojej pamięci tym szczególnym. Poświęciłem tej wodzie dobre trzy sezony, mając z biegiem czasu dość przyzwoite rezultaty i postanowiłem podzielić się swoją zdobytą wiedzą, tym bardziej że na razie zamierzam zmienić swoje łowisko (żeby trochę przewietrzyć głowę), a ten tekst będzie dla mnie fajnym podsumowaniem. ostatnich lat.
Gdzie szukać okoni w mieście ?
Gdy zaczynałem swoją przygodę nad gdańską Motławą, kierowałem się doświadczeniami z jezior, na których polowałem na garbusy. Niestety, ale obławianie głębszych, twardszych stoków w kanale, nie koniecznie przynosiło satysfakcjonujące mnie rezultaty - częściej łowiłem osobniki średnich rozmiarów, czy też sandaczową młodzież. Z czasem odkryłem, że dla tych większych są to miejscówki bardziej okresowe, gdy okonie przemieszczają się podczas ciągów z morza (Motława jest połączona z Zatoką, przez wody Martwej Wisły), czy też gdy mówimy o "miejscowych" osobnikach podczas zimniejszych miesięcy i ich migracji. Innymi słowy, są to bardziej przystanki dla stad większych okoni, na których nie zatrzymują się zbyt długo. Co niektórzy mogą przypisywać takie miejsca też stałemu bytowaniu ryb zimą, ale z mojego doświadczenia są to ryby raczej do 30cm, gdzie większe, częściej spotykałem w tym okresie w dużo płytszych odcinkach Motławy. Tak czy inaczej, czym zimniej jesienią, ryby są zbite w coraz większe stada, których musimy szukać na własną rękę i sprawdzać ich położenie w przeciągu najbliższych dni, bo sytuacja może się dynamicznie zmieniać. Oczywiście niekiedy trudno jest zrozumieć wędrówki okoni i miejsca, w których się zatrzymują; przykładowo podczas tegorocznej zimy, garbusy koczowały już raczej w płytszych częściach kanałów, po czym na przedwiośniu przemieściły się bliżej Żurawia (gdzie głębokość jest już dość wysoka) i przesunęły się na płytki odcinek z obumarłą jeszcze roślinnością, dopiero gdy zrobiło się naprawdę ciepło. Każdy rok, jest inny pod względem pogody, więc jedynym rozwiązaniem, jest po prostu ich szukanie, nie obławianie "bankówek" po kilka godzin i skupienie się na kombinacjach technik i przynęt gdy już namierzymy interesujące nas ryby. Sam mam swój gruby zeszyt z zapiskami, z którymi dzielę się tylko najbardziej zaufanym kolegami, ale gra jest warta świeczki, bo trafiając na stado ładnych pasiaków, mamy zabawę przez cały zimny dzień. Takie skupiska ryb, utrzymują się aż do wiosny, gdy okonie przystępują do tarła.
Okoniowy przyłów spod Żurawia |
Okoń spod Hiltona. |
Moim ulubionym okresem jest jednak czas, gdy okonie zaczynają już intensywniej żerować po tarle i można powiedzieć, że zmieniają się w bardziej agresywny gatunek (przypada to na ogół na przełom maja i czerwca) i trwa to gdzieś do pierwszych, naprawdę zimnych, jesiennych dni. Wtedy większe okonie zaczynają być bardziej rozstrzelone po plątaninie miejskich kanałów i zabawa nie polega już tyle na szukaniu większych stad, co pojedynczych ładnych ryb. Ich miejscówki są już dużo bardziej logiczne i wtedy tak naprawdę przydaję nam się znajomość łowiska, czyli różnych przeszkód i urozmaiceń dna, gdzie większe okonie czekają na swoje ofiary. Nazywam to trochę zabawą w snajpera, bo po dłuższym obcowaniu ze "street fishingiem", mam już w głowie mapę potencjalnych bankówek i idę nad wodę bardziej pewny siebie, po konkretne, "dyżurne" ryby.
Będą to, o tej porze roku takie oczywistości, jak okolice mostów i miejsca pod nimi, różne hydrologiczne konstrukcję spowalniające nurt wody czy wąskie przesmyki marin, gdzie stacjonują różne jednostki pływające. Podobnie nasze rzuty, nie powinny być tylko dalekie na wodę, a bardziej penetrujące brzeg wzdłuż, bo okonie często ustawiają się pod samymi naszymi nogami, gdzie znajdują schronienie w różnych zakamarkach nabrzeża, czy też np. starych płyt chodnikowych wrzuconych kiedyś z ulic, na dno łowiska. Nie musi wśród takich zaczepów być relatywnie głęboko, bo pasiaki i tak czują się tam w miarę bezpiecznie. Można wymieniać wiele teoretycznych miejsc stacjonowania garbusów w cieplejszych porach roku, czyli takich gdzie mają więcej cienia, spokoju i drobnicy, jednak wybranie tych najlepszych do obłowienia, to już niestety tylko zbiór naszych doświadczeń znad wody. Warto też obłowić miejscówki na bardziej otwartej przestrzeni, szczególnie gdy zaobserwujemy charakterystyczne cmokanie okoni, czyli sygnał, że wypłynęły ze swoich "domków" na ostry żer. W tym cieplejszym okresie przeszkadza mi głownie tylko jedna rzecz, a mianowicie zakwit i wysyp dużej ilości rzęsy w kanałach Motławy, co utrudnia polowanie na dorodne, garbate osobniki. Do turystów się już przyzwyczaiłem, poza tym zawsze można założyć sobie słuchawki na uszy. Uważam, że najlepsza pora na letnie okonie, to wczesny ranek oraz wieczór, który jest chyba najlepszy. Na przełomie parnych dni i nocy, bywają dni, gdy okonie są w amoku, co pokazują grasując w najlepsze przy powierzchni. Wtedy często atakują dosłownie wszystko czym zapracujemy blisko powierzchni i są bardzo proste do złowienia.
Generalizacja w wędkarstwie to moim zdaniem błąd. Przykładowo okonie w zimnych porach, mogą stać również w miejscach letnich np. na płytkiej wodzie pod mostami. Chciałem jednak przekazać to, że po prostu okonie gdy jest zimno częściej przemieszczają się w większych stadach i to trzeba wziąć pod uwagę. Tak samo to, że pojawiają się tam ryby "świeże", czyli z ciągów z morza, a one jak można się domyślić nie muszą mieć takich przyzwyczajeń jak "miejscowe" osobniki. Trzeba sobie również odpowiedź na pytanie, czy szukamy nowych ryb w kanale, czy też próbujemy przechytrzyć te już zasiedziałe. Oczywiście, ciekawsze miejsca z uwagi na charakterystykę dna zawsze warto odwiedzić, gdy nie wiemy co w trawie, a raczej w wodzie piszczy.
Miejski ekwipunek.
Na street fishing, jeżdżę praktycznie tylko komunikacją miejską, więc mój sprzęt powinien być okrojony do minimum, a jego najcenniejsze elementy muszą być odpowiednio zabezpieczone przed uszkodzeniem, czy też wyrządzeniem krzywdy innym pasażerom tramwaju. Z uwagi na to, zrezygnowałem z modnych kamizelek, a noszę ze sobą zwykłą wędkarską torbę, która umożliwia mi spakowanie tam na przykład futerału na kołowrotek. Poza tym jakoś nie lubię mieć tylu rzeczy na sobie, a torbę po dojściu na miejscówkę zawszę mogę zdjąć z ramienia. Uzupełnieniem mojego ekwipunku są najczęściej dwa małe pudełka z przynętami, kilka paczek zapachowych gum i najpotrzebniejsze akcesoria spinningowe.
Jedną z większych wędkarskich bolączek Motławy, jest jej wysokie nabrzeże, a co za tym idzie problem z podbieraniem ryb ręką. Mamy dwie opcje: albo chwytamy za plecionkę i windujemy rybę do góry (co jest dość ryzykowne), lub musimy sobie skombinować kilkumetrowy podbierak. Ja osobiście rozwiązałem ten problem kupując węglową sztycę (jakich używają wyczynowi spławikowcy) i dość spory kosz, z pasującym do niej gwintem. Takie rozwiązanie jest najlżejsze i najwygodniejsze w transporcie, a poza tym możemy sobie regulować długość sztycy w zależności od potrzeb.
Co do wędek, na podstawie prób i błędów, mam w domu przygotowane dwa zestawy na różne okazje. Pierwszym z nich jest wędka typu ultralight, która pozwala mi na obsługiwanie moich najmniejszych przynęt, podawanych na wolframowych główkach czy czeburaszkach, o gramaturze od 0,5 g do 3 g. Wędka nie jest zbyt szybka i jej akcję można określić jako moderate, ale dzięki temu umożliwia mi rzuty na satysfakcjonujące odległości tak małymi cukiereczkami, odpowiednie zagranie nimi oraz wyholowanie ryb zapiętych za tzw. skórkę. Do wędki w zestawie mam dwie szczytówki z pełnego włókna, które działając jak wklejanki, pokazują mi najbardziej delikatne brania (a okonie tutaj przez dużą presję są często strasznie chimeryczne). Taki zestaw uwieńczam małym kołowrotkiem 2000, z dość szeroką szpulą i nawiniętą po rant plecionką 0,04, do której dowiązuję metrowy odcinek z żyłki 0,12-0,16. W tym wypadku używam tego rodzaju monofilu, bo przy tak małej średnicy, jest materiałem mocniejszym od fluorocarbonu oraz wolniej tonie, co uzupełnia się ze świadomym łowieniem na lekko.
Drugi zestaw jest już trochę mocniejszy (do 10 g) i używam go do jigowania większymi gumami, drop shota, czy też przynęt twardych, jak: obrotówki, woblery twichingowe, poppery. Przy takich przynętach potrzebuję już dość szybkiej wędki, żeby odpowiednio zaanimować przynęty (szczególnie te do podszarpywania), ale wybrałem sobie kij, który pod rybą będzie pracował parabolicznie, jak i też załaduje się odpowiednio podczas rzutów np. nielotnymi woblerami. Do niego podpinam już trochę większy kołowrotek 2500, z nawiniętą plecionką 0,06-0,08, uwieńczoną przyponem z fluorocarbonu 0,20-0,22. Obydwie opisywane przeze mnie wędki mają około 2,1-2,3 m i jest to długość dla mnie najbardziej wygodna i operatywna podczas miejskiego łowienia. Teraz w modzie są jeszcze krótsze kije do "street fishingu", ale myślę, że to już sprawa bardziej indywidualna.
Techniki, przynęty i ich prowadzenie.
Zimniejsze okresy nad kanałem, to dla mnie praktycznie tylko przynęty gumowe. Gdy ryby mam w zasięgu rzutu ultralightem, jigowanie, jest moją podstawową metodą połowu okoni na Motławie. Zauważyłem, że w tej przebłyszczonej wodzie ostatni czasy, najlepiej sprawdzało mi się jak najlżejsze łowienie. Niekiedy schodzę z obciążeniem małych gum nawet poniżej grama (stosując bardzo małe przynęty), a w głębszych miejscach, rzadko używam główek czy czeburaszek, cięższych niż trzy gramy. Większość osób, zakłada takie obciążenie, żeby guma w sensownym czasie opadła do dna i dobrze sygnalizowała opad, jednak większe, cwańsze egzemplarze okoni są już do tego przyzwyczajone. Dlatego warto czasem poświęcić się kosztem komfortu i dać gumie trochę dłużej opaść i łowić mniej komfortowe w kontekście czucia zestawu. Poza tym tak jak wspominałem wcześniej, sama w sobie odległość nie bywa najważniejsza, bo okonie siedzą często przy murkach pod nogami, więc ważniejsza jest precyzja rzutu. Oczywiście są odstępstwa od tej reguły i nieraz pasiakom trzeba mocniej uderzyć w dno. Tak czy inaczej najczęściej łowię do 3gr, oczywiście zależności od wielkości przynęty i stawianej przez nie oporu w wodzie.
Z małego robactwo najchętniej używam Fish Up'ów. Moje ulubione modele to tanta i flit. |
Używam najczęściej przynęt niewielkich (1,5-3''), gdzie wczesną wiosną raczej korzystam z tych najmniejszych, a jesienią trochę większych. Są to przede wszystkim imitację różnego rodzaju larw i robactwa, w ciemnych, "zgniłych" kolorach. Moim ulubionym producentem takiego rodzaju przynęt jest Fish Up, a modele to tanta i flit.
Wiosenny okoń z Motławy na małego flita od Fish Up'a. |
Niestety w tym zimnych okresach okonie, nawet te większe, dosyć rzadko są zainteresowane przynętami większymi, gdzie używając jaskółek po 10cm, łowiłem paradoksalnie mniejsze ryby, od kolegów łowiących obok na paprocha. Do naprawdę lekkiego łowienia malutkimi przynętami, główki robię sobie samemu, a konstruuję je z haków muchowych i koralików wolframowych (od siebie polecam kolor złoty). Kupowane przeze mnie czeburaszki są również z tego materiału, co w obu przypadkach zmniejsza ich rozmiar i jest korzystne gdy używamy małych gumeczek. Poza tym wolfram, przez to, że jest materiałem gęściejszym od ołowiu, uderza o twardsze dno z głośniejszym, charakterystycznym puknięciem, co dodatkowo może wabić okonie. Gdy jednak stosujemy przynęty trochę większe i mamy sporo zaczepów, spokojnie możemy je zastąpić, zwykłymi ołowianymi.
Ręcznie zrobione wolframowe główki jigowe i kupne czeburaszki wolframowe. |
Wspomniane czeburaszki, niekiedy rozwiązują wodę i są skuteczniejsze od klasycznych główek jigowych, co jest dla mnie raczej efektem dużego przebłyszczenia tej wody. Najczęściej używam do nich pływających gum, a ich prowadzenie polega na delikatnym cykaniu z przerwami samą szczytówką, gdy przynęta opadnie na dno - bez używania kołowrotka do wyższego podbicia wabika, a jedynie wybierania luzu plecionki. Nasza miękka przynęta, wtedy bardzo naturalnie imituje pokarm okoni, nie skacząc wysoko nad dnem, a bardziej przemieszcza się po nim chaotycznymi ruchami. Podczas przerw, między 2-3 drgnięciami szczytówki, pływająca guma będzie się delikatnie unosiła nad dnem, gdy czeburaszka będzie nieruchomo na nim spoczywać. Dodam, że łowiąc w zaczepach warto pokusić się o haki offsetowe, żeby trochę zmniejszyć spustoszenia w naszych pudełkach. Robactwem na główkach jigowych łowię troszkę inaczej i bardziej nim szuram, przy delikatnym użyciu samego kołowrotka. W oby tych technikach, kluczem do sukcesu jest pozostawienie przynęty nieruchomo na dnie, na jakieś dwie sekundy i wtedy też najczęściej następuje branie. Takie lekkie łowienie może przynieść dużo niespodzianek w postaci pięknego białorybu, który trafia się dość często (w tym roku złowiłem na Motławie tą metodą między innymi lina 48cm). Co ważne, nie jest zbyt apetyczne dla sandaczowej, niechcianej młodzieży, ale inne, większe drapieżniki czasami nimi nie pogardzą (szczególnie szczupaki), a "wisienką na torcie", może być przedstawiciel morskiej delegacji, czyli dorsz zagubiony w kanałach Motławy.
Mój największy w życiu złowiony lin z Motławy, na tante 1,5" w kolorze chaos. |
Morski amator czeburaszki z Motławy. |
Motławski drop shotowy okoń, przynęty Keitech 4"shad impract. |
Najbardziej cenię sobie ten okres, bo możemy połowić bardziej dynamicznie, bez przebierania w wielu odcieniach gum, a do obłowienia miejscówek, gdzie grasują pasiaki wystarczy nam kilka sprawdzonych przynęt. Moje woblery są średniej wielkości i mają najczęściej 5-8 cm. Używam raczej naturalnych, uklejo-podobnych kolorów, z ciemnym grzbietem. Co do wirówek moimi ulubionymi są te z czarnymi paletkami (long, aglia oraz comet), w kolorowe kropki, a stosowane rozmiary to #1-3. Oczywiście nie należy zapominać o klasykach, czyli srebrze (warto podgrzać taką paletkę nad gazem, żeby trochę przyćmić mocno błyszczący metaliczny kolor) czy miedzi. Lubię samemu trochę pokombinować, aby wyróżnić swoje błystki na tle innych. Najbardziej widowiskowymi przynętami są zdecydowanie poppery, które często przez wędkarzy są niedoceniane. Ja mimo wszystko bardzo je lubię, dały mi sporo ładnych ryb, jednakże niekiedy okonie nie zacinają się na nie odpowiednio i statystycznie mamy więcej niewciętych brań czy spadów niż przy tradycyjnych przynętach. W "twardych" okoniowych przynętach, często wymieniam kotwice, bo te fabryczne nie są zbyt dobrej jakości, a dodatkowo w obrotówkach czy pluskaczach możemy je okrasić jakimś ciekawym chwostem.
Mam nadzieję, że trochę zachęciłem do miejskiego łowienia, które z uwagi na bliską odległość od pracy czy domu, może być fajną alternatywą, żeby wyskoczyć na godzinkę bądź dwie, między obowiązkami dnia codziennego. A trudne ryby z przebłyszczonych wód, będą smakowały podwójnie, niż z super rybnych łowisk. Na koniec dodam, że nie uważam się za mistrza tej wody, jak i okoni, a raczej znam wiele osób ode mnie lepszych, jednakże będzie mi miło, jeżeli komuś pomogłem.
Tutaj znajdziecie informację odnośnie pozwolenia oraz podziału wód Motławy - Zezwolenie Motława.
Serdeczności,
B.
WoW.
OdpowiedzUsuńDuża sprawa.
Trochę długawe wiem, hehe ;)
OdpowiedzUsuń