Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

niedziela, 27 maja 2018

Jezioro powoli budzi się do życia / łowienie okoni w zielsku.

Nadszedł czas, w którym swoje wyprawy zacząłem kierować ku jednemu z kaszubskich jezior, odpuszczając na jakiś czas moje podstawowe łowisko czyli Motławe, o której pisałem większosć postów na swoim blogu wędkarskim.



wtorek, 15 maja 2018

Rekordowy lin na spinning z Motławy.

Kiedyś już pisałem, że wiele z naszych wędkarskich marzeń, spełnia się w najmniej oczekiwanych momentach. Coś w tym jest, że kiedy nie nastawiamy się na okazy, życie się do nas uśmiecha. Tak było wczorajszego dnia i mogę napisać dzisiaj wpis na blogu wędkarskim o swojej rekordowej rybie.





Wczoraj po śniadanku, w miarę wyspany, pojechałem sobie ze swoim ulubionym ultralightem nad Motławę. Miałem już w głowie pomysł jak inaczej dobrać się do dużych okoni, ale muszę jeszcze trochę poczekać, aż wrócą do pełni formy po niedawno odbytym tarle i staną się agresywniejsze. Wtedy do gry wejdą mocniejsze zestawy i większe przynęty.

Pozostało mi dalsze dłubanie rybek na malutkie gumowe przynęty, gdzie obciążenie rzadko przekracza 1,5gr; czy to wolframowych główek czy czeburaszek. Dalej staram się łowić na małe, gumowe imitację larw, wśród których króluje bardzo modny Fish Up. Niestety jak dotąd na rynku nie pojawiła się żadna interesująca alternatywna firma, produkująca małe wodne żyjątka. U mnie w tym roku króluję Fish Up Flit i Tanta w rozmiatach 1,5".

Jak zwykle tej wiosny, łowiłem jednego-dwa okonie w rozmiarach 30-32cm, kilka mniejszych i tak też było tym razem.




Wtedy będąc już dość zmęczony łowieniem w wysokiej temperaturze w środku miasta, postanowiłem udać się w jeszcze jedno miejsce na Motławie. Każdy chyba z nas ma takie miejsce, w którym zakładamy spotkanie z piękną rybą, a które nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Tym razem było jednak inaczej..

Rzucałem sobie trochę wzdłuż brzegu na nowej miejscówce i szczerze powiedziawszy, oprócz dwóch małych okonków nic się nie działo. Nagle gdy rzuciłem raz pod wiatr i podrygiwałem szczytówką nie podnosząc przynęty z dna, poczułem silne targnięcie szczytówką, które od razu bez zacięcia zamieniło się w hol. Bardzo przypominało to branie małego szczupaka, pistoleta i byłem niemal pewien, że z tym gatunkiem mam do czynienia. Ryba wzięła blisko mnie, także dość szybko się zobaczyliśmy, oboje zdziwieni i gdy piękny, zielony lin zdał sobie sprawę z tego co się dzieje, zaczął serie długich odjazdów. Pierwszy z nich był taki, że musiałem za nim iść kilka metrów wzdłuż motławskiego nabrzeża, intuicyjnie zabierając ze sobą podbierak w drugą rękę. Na moim najdelikatniejszym kijku do micro przynęt, wrażenia z holu były niesamowite, przy czym modliłem się w duchu żeby ryba nie spadła, widząc jak słabo jest zaczepiona. Pięknie było widać, w prześwietlonej wodzie Motławy, tak grubego lina, zaczepionego za samą wargę, robiącego zwroty w toni pod powierzchnią, po czym pięknie odjeżdżającego na hamulcu. Trochę to trwało, ale w końcu lin zmęczył się na tyle, że udało mi się go podebrać. Wypiął się sam w podbieraku, miałem naprawdę sporo szczęścia.


Piękny lin z Motławy na spinning.


Sprzętowo:

Quantum Felchen Centex 2,10
Ninja 2000
Kamatsu Techron 0,04 + przypon z żyłki 0,14mm
Fish Up Tanta 1,5" w brązowym kolorze + wolframowa czeburaszka 1gr.


Lin miał 48cm. Był przepiękny. Szybkie fotki i oboje szczęśliwi wróciliśmy do domu. Po drodze zdałem sobie sprawę, że nie tylko ja miałem święto, wczoraj swoje obchody miała straż pożarna. Takie poniedziałki to ja kocham!




Życzę Wam też takich wspaniałych sukcesów wędkarskich.
Serdeczności,
B.

sobota, 5 maja 2018

Majówka ze spinningiem w mieście.

Chcąc nie chcąc, nie wyjechałem na długi majowy weekend w miłe okoliczności przyrody, a obławiałem jak zazwyczaj odmęty Motławy. Mając wolną chwilę, zdam krótką relację na swoim blogu wędkarskim.




Planowałem wcale nigdzie nie wychodzić na ryby, bo moja dusza wędkarskiego introwertyka płacze podczas pierwszomajowego najazdu spinningistów. Unikam weekendów, świąt i wybieram czas i miejsca żeby łowić w jak najmniejszym ścisku.



Z letargu wyrwał mnie kolega Paweł, zdając relację (za co serdecznie dziękuję), że ostatnio chłopaki połowili, a nawet trafiały się im dorszyki. Dorsza nigdy nie złapałem, tak więc postanowiłem po wieczorze przy lidze mistrzów, rano wsiąść w tramwaj i trochę pomachać nad Motławą. Spędziłem kilkadziesiąt minut w wytypowanym odcinku kanału i po zmianie przynęty rzuciłem wzdłuż murku tantą od ukraińskiego producenta na półtora-gramowej czeburaszce, po czym nastąpił sandaczowy pstryk i zaciąłem coś chodzącego przy dnie. Dorsz miał około 40cm, ale na moim białorybowym quantumie trochę już powalczył ;)


Fajnie, pierwszy raz złowiłem dorsza i to nie w morzu, a na Motławie! Pokręciłem się trochę jeszcze trochę w okolicach tego miejsca i tą samą techniką i przynętą złowiłem jeszcze trzy różne gatunki.

Na początek złowiłem okonia w okolicach trzydziestu centymetrów.




Potem trafiłem jeszcze naprawdę ładną płoć, która wziąłem z początku za jazia. A na odchodne trafił się jeszcze leszczyk.



Co będzie dalej zobaczymy. Teraz być może zaatakuje jeziora, w tym te na pojezierzu brodnickim.


Serdeczności.
B.