Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

wtorek, 24 marca 2015

Przyłowy

Dzisiaj pełny nadziei udałem się na ostatnio odwiedzaną przeze mnie piaszczystą plaże. Niestety śledzona przeze mnie prognoza pogody nie sprawdziła się, a po wyjściu z lasu neptun powitał mnie dość dużymi falami i wiatrem w twarz.

Drugą nie miła niespodzianką były siaty rybackie stojące jakieś 100-150 metrów od brzego na całej długości interesującej mnie plaży. Mimo przeciwności losu nie poddawałem się. Niestety nie doczekałem się brania troci, ale udało mi się złowić zegarkową flądre która nie wiedzieć czemu zaatakwała moją błystkę w akcie desperacji.

Fajnie się popołudniu pomoczyć w Bałtyku.
Serdecznie polecam !






piątek, 20 marca 2015

Pierwsze nieśmiałe kontakty w marcu.

Dzisiaj postanowiłem po południu wybrać się na jakoś pomijany przeze mnie, piaszczysty fragment wybrzeża Zatoki Gdańskiej.

Po południu zrobiło się pochmurnie i wiał dość mocny boczny, zachodni wiatr. Spotkani wędkarzy bez kontaktu, z czego część ze zrezygnowaniem udała się do aut. Wszedłem do wody w miejscu, z którego akurat wyszli inni wędkarze. Ucieszyłem się, bo nie lubię łowić w tłoku..

Łowiło się dość trudno, ciągle walcząc z wiatrem dlatego postanowiłem założyć, starą wysłużoną błyskę pilkero podobną z której niemal całkowicie zlazła już farba. W opadzie pracowała ona jak kamień, dlatego postanowiłem prowadzić ją po samym dnie, bardzo krótkimi skokami, przy jednym a nawet połowie obrotu korki, przeplatanych dość agresywnym startem z dna. Praktycznie tak, jak nieraz łowi się sandacze na gumę.

Po jakiejś godzinkę z zamyślenia wyrwało mnie walnięcie tuż pod nogami. Niestety nie udało się skutecznie zaciąć ryby. Zmieniłem kotwicę na inną.. Po jakiejś pół godzinie znowu strzał, a raczej powolne zgięcie szczytówki.. Dosłownie w momencie poderwania błystki z dna. Wszystko było widać jak na tacy.. Wędkę trzymałem niemal w pionie. Ryba udało się poholować z dobre 2 minuty. Niestety spadła. Po mojej donośnej kurwie i gdy wyszedłem zapalić papierosa na brzeg, niestety mili koledzy po kiju szybko zajęli moją miejscówkę, a jak mówiłem nie lubię rzucać w tłumie.

Cóż, widać że ryby zaczęły ładnie współpracować. Wgl dziwny ze mnie wędkarz, mam brania wtedy gdy inni nic, a nie łowię nic jak inni łowią. Może dlatego, że nie cierpię jednostajnie, monotonnie prowadzić swojego wabika ? ; ) W sumie, mimo moich ostatnich porażek cieszy mnie to, że obrane taktyki zaczęły się sprawdzać i nie łowię przypadkowych ryb.

Jak zaczęło się ściemniać, podreptałem w kierunku samochodu z nieopadniętą do końca adrenaliną.
Powtarzając sobie w myślach wędkarskie porzekadło, że największe ryby to te które wybrały wolność. To była jedna z nielicznych moich ryb, która nawet mi się nie pokazała..


środa, 18 marca 2015

Stówka.

Dzisiaj był mój jeden z lepszych wędkarsko dni. Dlaczego ? A no bo zrobiłem komuś bardzo fajny podarek.

Mojemu ojcu pyknęło pół wieku na liczniku. Z wędkarstwem mamy tyle wspólnego, co brał mnie na ryby jak miałem kilka latek i pamiętam że zabierał mi zupę w termos, a ja ryczałem jak miałem ją zjeść. Nie lubiłem zupy, szczególnie pomidorowej z ryżem i krupnika. Fuuuj ! Fajnie było, ale jak wyrosłem na tyle, że ojciec nie bał się mnie puszczać samemu na ryby, to praktycznie tylko spinning. Jakoś drgająca szczytówka i spławiczek nie są w stanie zaspokoić mojego wędkarskiego ADHD. Postanowiłem ojcu na 50siąte urodziny przypomnieć jak się łowi okonie, bo zawsze je lubił.

Zakupy zrobiłem drogą internetową w Corona Fishing. Ogólnie jestem bardzo zadowolony. Dobrze mi doradzono. Wybór padł na serie Legend Elite, a dokładniej LES70LF. Mój ojciec nie lubi jednoskładów, ale niestety w trakcie rozmowy z Panem Remkiem jednoznacznie wynikało, że jednoskład będzie dużo lepszym rozwiązaniem. Zapakowałem nawet tubę od swojego TX'a do Corsy mojej dziewoi i spokojnie się zmieściła. Ojciec ma dużo większy samochód także sorry Winnetou. ; )

Kurczę.. Zawsze chciałem mieć St. Croix, ale zawsze wymyślałem sobie jakieś wynalazki z pracowni. Nawet miałem kiedyś zamiar kupienia 3 kijków naraz, ale zacząłem kombinować. Nigdy wcześniej nie macałem St. Croix do dzisiaj jak kurier zadzwonił do mojego domofonu.

I przy pierwszym cmokaniu, wyginaniu i macaniu kijka dla Taty tym bardziej stwierdziłem, że zrobiłem błąd. Dosłownie nie mogę się do niczego przyczepić, a lubię narzekać jak mało kto.



Pierwsze co rzuca mi się w oczy to duża jakość mimo to, że jest to produkt seryjny. Oczywiście jest składany ręcznie w Stanach, ale jednak jest to wędka seryjna. Widać, że nie ma lipy, jak mówi to Robert B. Jakość skacze drzwiami i oknami do tego milion metek pokazuję nam z jaką technologią mamy doczynienia.

To cudo waży tylko 86 gram !. Jeżeli chodzi o akcję to jest to chyba wędka najbliższa ideałowi (zakładając, że takich nie ma). Subtelny, szybki szczyt i ładne, pełne ugięcie pod obciążeniem. Jak wcześniej wspomniałem, nie miałem w rękach wcześniej St. Croix. Wiedziałem, że to dobre wędki, ba nawet bardzo dobre. Ale jednak zaskoczyło mnie to. Jak odłożyłem kij powtarzałem sobie pod nosem, że jest to po prostu coś kozackiego. Tak wiem, że to może dotknąć osoby które lubują się w wędkach z pracowni, bo to tytany nie najnowsze, to uchwyt przestarzały, to lakier będzie pękać, to coś tam jeszcze. Ale kurczę mać, podoba mi się ten kij i już ! Wyleczyłem się już chyba z pracowni, po prostu.

Do patyka zakupiłem kołowrotek nie najwyższej półki bo Ryobi Slam'a 2000. Kołowrotek lekki (waży około 220gram), płynnie chodzi, dobrze układa linkę, ma sprawny hamulec. Dla mnie pod lekkie łowienie spokojnie wystarcza. Zresztą kupiłbym Stelle za ponad dwa tysiaki i układałaby linkę prawdopodobnie tak samo. Kołowrotek moim zdaniem, jak na takie szybkie zakupy na odległość bardzo dobrze wyważył kij.




Dokupiłem do zestawu jeszcze kilka przynęt zrobionych przez naszych polskich rękodzielników.
Cały zestaw był bardzo bezpiecznie zapakowany. Do tego udało się dostać mały rabacik i dostałem w prezencie czapkę i koszulkę plus fajnego woba. Niby pierdoły, ale mnie takie rzeczy cieszą ; )
Wgl fajną robotę robią ludzie z Corony Fishing. Warto także wspomnieć że przyozdabiają zakupy fajnymi kartami ze zdjęciami ryb i papierowymi torebkami ze śmiechowym napisem. Nic tylko polecić !


piątek, 13 marca 2015

Przegrana.

Najbardziej zastanawiałem się w sumie nad tytułem, a nie na tym co napisać. W sumie jeśli mam być szczery to mi się nawet nie chcę nic pisać.\/

Inni łapią ryby, pobijają rekordy swoje i swoich lajków na forum, a ja nie łowię dosłownie nic. Wiem, że ryby nie współpracują aż nad to dobrze, ale jakby nie patrzeć to zawsze dłubałem jakieś ryby. Są wprawdzie wędkarze, którzy opisują swoje bezrybne przygody, ale ja tak nie umiem.

Przez te wszystkie fora, oglądając trocie innych siadała mi psycha. Nie chodziłem na ryby dla przyjemności, ale dlatego żeby udowodnić komuś coś. Chyba komuś bo sobie? Jakie tu myślenie o sobie, skoro myślę o innych. Wielu zresztą chyba tych internetowych chodzących C&R chodzi z myślą na te ryby byleby tylko zrobić to jebane zdjęcie i dostać jak najwięcej lajków i wrzucić to wszędzie gdzie się da. Ogólnie chyba usunę swoje konta i postaram wrócić się do mnie dzieciaka który jeździł rowery z teleskopem i miał wszystko w dupie. Po prostu się nad tymi rybami odmóżdżałem. Wtedy nawet nie myślałem o jakiś internetach, tylko nawet zbierałem kukurydzę czy pęczak z pomostu żeby nikt nie odkrył mojej tajnej miejscówki.

Wgl cały ten klimat orłowskiego klifu zaczyna mnie wkurwiać. Każdy na każdego patrzy, łowi się w tłoku.. Ludzie się ścigają od parkingu żeby wlecieć na swój ulubiony kamień. Rzucają na krzyż. Pewnie ja tylko tak mam, ale ja nie potrzebuję jakiejś integracji, nie muszę każdemu podawać ręki i z każdym zamienić słowa. Najlepiej czuję się sam.

Druga sprawa, padłem ofiarą wędkarskiego lansu. Kupiłem sobie śpiochy żeby modnie wyglądać, a tak na prawdę marźnie w nich dupa. Kupowałem sobie wędki z pracowni, którymi tak na prawdę średnio mi się łowi. Oczywiście trzeba dbać o te wynalazki, więc wszystko składałem pół godziny przed i po łowieniu. Milion przynęt.. a tak na prawdę łowili przy mnie ludzie za spinnexy za 3,50 -' pomalowane jakimś mazakiem. Wgl sprzedam chyba ten cały bajzel i kupie sobie dwie dobre seryjne wędki i będę miał spokój.

A może nie pasuję do tego hobby ? Jestem zbyt nerwowy, narwany ?
Chyba muszę zrobić sobie dłuższą przerwę. Zająć się sobą.
Sezon spisany na straty.