Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

czwartek, 15 grudnia 2016

Mój okoniowy 16'

Wędki okoniowe leżą grzecznie schowane za szafą w pokrowcach. W sumie dawno nie byłem już na okoniach, a ostatnie grudniowe wypady były poświęcone morskim trociom, gdzie złowiłem tylko jedną krótką rybę. Dzisiaj miałem jechać na ryby, ale rozwaliłem już sobie totalnie zatoki, stąd moje dzisiejsze wypociny. Ogólnie ostatnio przeszedłem trochę w bardziej leniwy tryb i muszę trochę podładować baterię.





Ten sezon był ciężki, z uwagi na to, że nie mogłem jeździć kiedy chcę i przede wszystkim gdzie chcę. Musiałem bardzo mocno improwizować. Kocham poranki, nad moim ulubionym jeziorem, a musiałem kończyć często na chodnikach starówki, żeby w ogóle móc zamoczyć kija. Korzystałem niekiedy nawet z okazji żeby móc połowić na zbiorniku retencyjnym, idąc do sklepu ze spinningiem po bułki. Tak czy inaczej, gdzie nie byłem, zawsze dawałem z siebie 100%; jakoś nie umiem łowić byle jak, gdy są to szybkie wypady, w miejsca niekoniecznie atrakcyjne. Jak już jestem nad jakąkolwiek wodą, łowię najlepiej jak umiem.

Miejsca miejscem, ale po prostu w pełni zaspokajam swoją wędkarską duszę, gdy jestem na rybach o świcie. Nie chodzi o wyniki wędkarskie, ale o widoki i złapanie oddechu pełną piersią. Jakoś tak mam, że łowienie po południu nie jest dla mnie już tym samym. Niestety, w tym roku głównie jeździłem na okonie w porze obiadowej, bo innego wyjścia nie miałem.





Co ciekawe ryby niejednokrotnie dobrze współpracowały. Szczególnie zauważyłem to wczesną wiosną, gdzie centralnie o godzinie dwunastej odnotowywałem najlepsze brania. Tak samo bywały dni, gdzie na poppery w najgorętszych momentach lata, w skwar wyciągałem ładne ryby. Zaobserwowałem jednak słabe żerowanie ryb wieczorem, co wydaję się nielogiczne, ale znalazłem pewną analogię. Okonie wieczorami żerują czasami bardzo dobrze, zbierają się w duże stada, są agresywne i pokazują swoją aktywność nad wodą. Niestety przy obecnym rybostanie takie wieczorne harce zdarzają się już bardzo rzadko i pozostaje nam dłubanina.


Wczesna wiosna

Tutaj królował drop shot. Drgania leniwe, dwa - trzy z dłuższymi przerwami. Odległość od haka do ciężarka niewielka i szukanie ryb typowo blisko dna. Do tego małe przynęty i jak najmniejsze haki. Bywały dni, gdzie przez godzinę wyciągałem po kilkanaście sztuk 30+ i nawet nie chciało mi się już wyciągać aparatu. Coś pięknego. Najlepsze brania odnotowywałem tuż to tym, jak lód opuścił taflę. Ryby były raczej zbite w stada i kluczem do sukcesu, było po prostu znalezienie odpowiedniego miejsca gdzie przebywają. Tutaj szukałem raczej głębszych spadów, dołków; innymi słowy miejsc, które sandaczowiec może uznać za swoje podstawowe bankówki. Przestałem łowić już całkowicie z początkiem kwietnia, gdy ryby ruszyły na tarło.







Początek lata

Czerwiec i lipiec stały się sztandarowymi miesiącami łowienia na poppery. Kiedyś nie miałem wyników na te przynęty, a zacząłem łowić na nie przypadkiem jak po prostu nic się nie działo. Teraz na początek wakacji, poppery będą już moim podstawowym narzędziem. Na prawdę zachęcam do wykorzystania tego okresu na widowiskowe łowieniu garbusów z powierzchni. Łowiłem raczej w miejscach płytszych i wyciągałem ryby, które będąc odchorowane po wiosennym tarle agresywnie żarły. Warto poszukać jakiś grążeli, krzaków i innych miejsc gdzie trzymają się o tej porze elementy diety pasiaków. Oprócz popperów warto wtedy połowić również na inne przynęty, np. obrotówki czy jaskółki w toni, bo jest to okres, kiedy ryby nie będą stały tylko przy dnie, stąd często marudzenie osób, które łowią tylko opadem i czekają na wyprostowanie szczytówki wędki.




Przełom lata i jesieni

Od połowy sierpnia do początku października okoniom niby coś dzwoniło, ale do końca nie było wiadomo, w którym kościele. Tutaj najbardziej się przydaję, takie powiedzenia, że okoniarz powinien mieć dużo różnych przynęt i kombinować. Łowiłem o tej porze na wszystko, z czego najbardziej lubię chyba wtedy łowić na wolno prowadzone obrotówki. Oczywiście, do tego łowiłem klasycznym opadem, a nawet nie zapominałem o drop shocie (wyżej niż w zimniejsze pory roku). Innymi słowy jest to okres, w którym zabieram ze sobą najwięcej klamatów i szukam odpowiedniego klucza. Oczywiście pomału schodzimy już niżej z wabikami niż latem. Łowiąc z opadu staram się łowić jak najlżej, czyli dobierać ciężar główki do warunków, abym wszystko w miarę czuł, a żebym nie walił za mocno o dno. Oczywiście są dni, gdzie okonie uaktywniają się na bardziej sandaczowe walenie w dno. Jest to jednak wyjątek, które nie tyczy się jakiejś poszczególnej pory roku, tak samo jak łowienie lżej. Ludzie lubią dorabiać sobie różne ideologie, ale prawda jest taka, że okonie to kapryśne stworzenia, a środek sezonu to pole do popisu naszej kreatywności.






Trafiały się ciekawe przyłowy ; )


Późna jesień

Tutaj sprawa wygląda podobnie jak wczesną wiosną, czy też zima jak nie ma lodu. Warto wtedy zwolnić i dobrać metodę dla leniwych ryb. Łowić już bardziej stacjonarnie i odwiedzać sprawdzone miejsca, gdzie potencjalnie będą mogły stać stada pasiaków. Łowię również o tej porze najczęściej na drop shota, ale na przynęty większe, minimalnie 4". Jest to okres trudny, ale mamy sporą szansę na trafienia naprawdę ładnej ryby.










sobota, 26 listopada 2016

Quapeda - moja pierwsza okoniowa guma hand made.

Nie sądziłem kiedyś, że będę odlewał samemu gumy. Mało tego, że już podczas pierwszych wypadów uda mi się złowić jakieś ryby. Wydawało mi się to trudne i wymagające nakładów finansowych, a okazało się, że w domowym zaciszu da się już zaprojektować i wykonać w miarę schludne przynęty gumowe.





Praktycznie wszystko możemy nabyć w sklepach, tak samo jak znaleźć potrzebne informację do samodzielnego wykonania przynęt. Internet, aż kipi od poradników czy filmików, a osób pokazujących swoje wabie jest naprawdę sporo. Wystarczy, więc tylko trochę chcieć.

Dzisiaj nie będę pokazywał jak wykonuję swoje przynęty, ale pokażę efekty mojej pracy po trzech wypadach. Ryby małe, ale na swoją przynętę cieszą podwójnie ; ). Swój pierwszy wyrób nazwałem "quapeda". Z tą nazwą wiąże się ciekawa historia.



Mój dobry kolega, oprócz tego, że jest znakomitym spinningistą, łowi również na Motławie na bata (z bardzo dobrymi efektami). Podczas jednej z wiosennych posiadówek na starówce, złapał dość nietypową rybę. Jak potem okazało się była to ciosa i to nie mała - około 60centów. Wcześniej nie widział na oczy takiej ryby, więc nie za bardzo wiedział co to jest. Z pomocą przyszedł pewien zbieracz puszek, porozrzucanych po weekendowym nocnym życiu gdańskiej starówki.

- Gratulację chłopcze. Złapałeś kłajpede.

- Kłaj co ?

- Kłajpede. Tak zwaną.



Do tej pory nie wiemy skąd ten facet wymyślił tą nazwę. Ta ryba staje się łupem wędkarzy bardzo rzadko, więc dość mało prawdopodobne, żeby była efektem slangu spławikówców. Jak potem szukaliśmy informacji o tej rybie, dowiedzieliśmy się, że większe osobniki żywią się babkami byczymi (stąd dość prawdopodobne, że trafiają się nawet na spinning czy żywca). Dziwne były te haczykowate ząbki, ale wujek google rozwiął nasze wątpliwości.



Dlatego robiąc przynętę, przy której bardziej kładłem nacisk na atrakcyjną pracę niż realistyczny wygląd, nie wiedziałem jak ją nazwać. Padło na Quapeda.

Gumę wykonałem typowo pod metodę drop shot, tworząc miękki, a przy tym wąski korpus, dobrze reagujący na ruchy naszego nadgarstka. Rozmiar to jakies 3,5 cala, a gabaryty przynęty pozwalają jeszcze śmiało zbroić gumę za sam pyszczek. Zresztą ryby, przy tej metodzie i tak atakują w większości przynętę od przodu. Jestem zadowolony ze swojego pierwszego projektu gumy okoniowej i już planuję swoje następne przynęty ; )





czwartek, 17 listopada 2016

Artykuł w WMH

Dzisiaj spełniło się jedno z moich wędkarskich marzeń, a dokładniej publikacja w poważnej prasie. Tak, więc nieśmiało zapraszam do lektury na zimny listopadowy wieczór. Artykuł znajduje się na stronie 40stej w najnowszym numerze gazety Wędkarstwo Moje Hobby . ;)


wtorek, 1 listopada 2016

Halloween w chusteczkach - sandaczowy street fishing.

Dzisiaj taki luźny post o tym co u mnie słychać i jakieś moje "złote myśli" przy kubku gorącej herbaty i porozrzucanych chusteczek. Dopadła mnie niestety grypa i nie mogąc się zbytnio ruszyć z domu postanowiłem coś tam napisać, niekoniecznie o dużej wartości merytorycznej. Ot co, jakieś moje moje wspominki.



Wczoraj po prostu wiedziałem, że będzie dobry dzień na ryby. Wlew świeżej wody do Motławy, do tego doba przed zmianą ciśnienia napawały optymizmem. Problem w tym, że miałem gorączkę i wszystkie objawy grypy. W końcu wyszedłem z założenia, że będę się gorzej czuł jak nie pojadę na ryby. Tak o to uzbrojony w drop shot'a i dwie paczki chusteczek stawiłem się nocą nad Motławą. Łowiłem dosłownie godzinę i złowiłem grubiutką sześćdziesiątkę i 52 centy. Teraz tak myślę, że może dlatego, że nie paliłem z powodu choroby na rybach i przynęty nie cuchnęły nikotyną. Hehe. A tak na poważnie, może to dobry powód do rzucenia palenia. Szkoda, że nie zostałem dłużej bo dzień mógłby być jeszcze lepszy, ale nie wytrzymałbym fizycznie.



Coś musi być w moich dobrych efektach, gdy inni popukaliby mi się w czoło, widząc mnie z wędką nad wodą. Pamiętam jak dwa lata temu pojechałem na morskie trocie. Problem był w tym, że miałem zerwany prostownik palca i musiałem chodzić w takiej szynie na ręku. Przez to, nie mogłem praktycznie kręcić kołowrotkiem. Trocie zaczęły się ruszać i... poszedłem do sklepu, kupiłem sobie loda, zdjąłem tą szynę, owinąłem sobie patyczek od tego loda wokół palca bandażem i ruszyłem na ryby... i złapałem piękną troć. Szkoda, że teraz nie możemy ich łowić do grudnia. A siatki rybaków stoją.. po prostu Polska. Poza tym, naprawdę dobry wędkarz - trociarz, łowi kilkanaście wymiarowych ryb przez cały sezon, do maja, aż woda zrobi się ciepła. Ale nie, trzeba dowalić okres ochronny, a rybacy mogą sobie łowić. Z łodzi wędkarze też mogą. Nie mówiąc już a pałowaniu keltów w rzekach w styczniu..

Obwiązany paluch.


Wracając jednak do naszych słodkowodnych drapieżników, tej jesieni najlepiej sprawdzają mi się obrotówki na szczupaki i drop shot na mętnookie i okonie. Swoją drogą na jeziorach obrałem taką taktykę, że najpierw obrzucam dokładnie wirówką miejsca okoniowe, żeby najpierw pozbyć się z łowiska szczupakowego przyłowu i potem rozpoczynam docelowe okoniowanie.

Co do gum najlepiej sprawdzają mi się keitechy shad impact. I to wszędzie, od rzek po jeziora. Używam rozmiarów 3-4" na okonie i 5" na sandacze. Drgam raczej delikatnie, z długimi przerwami. Na sandacze, dobrym trickiem jest założenie dużego ciężarka i szuranie nim po dnie, podczas przemieszania zestawu. Kolory jakie mi się sprawdziły to biel i perły z ciemniejszym grzbietem. Jakoś na "żarówy" brały mi ryby małe. Czasem dobre efekty są na kolory ciemne, szczególnie tam gdzie jest dużo babek byczych.


piątek, 28 października 2016

Co z tymi okoniami ?

Powiem szczerze, że jestem dziwnym wędkarzem. Łowię, jak inni nie łowią - a jak inni łowią, kompletnie mi nie idzie. Analizowałem ostatnio swoje wyniki, jak i innych wędkarzy, próbując znaleść złoty środek. Niestety nie znalazłem jak dotąd odpowiedzi, choć jakieś wnioski się wysnuły. Ogranicza mnie trochę zaplecze sprzętowe, przez to rozumiejąc finansowe.





Mam na myśli to, że jestem raczej przygotowany i nauczony łowić ryby dzikie, dobrze żerujące. Moja natura introwertyka zawsze zagania mnie w miejsca mniej uczęszczane, a co za tym idzie łowię okonie na duże przynęty i szukam ryb po prostu aktywnie żerujących. Problem pojawia się, gdy odwiedzam wody o bardzo dużej presji; nie mam po prostu wędki i innych elementów zestawu do ultralekkiego łowienia, co w takiej sytuacji niestety jest warunkiem nieodzownym.

Oczywiście to o czym napisałem w drugim akapicie jest jakąś taktyką, którą będę musiał wdrążyć podczas moich eskapad w przyszłym sezonie, gdy powiedzmy trochę zwiększy się mój budżet. Nigdy nie lubiłem łowić ultralekko, ale chcąc mieć wymierne wyniki np. na takiej Motławie, będę do tego zmuszony (na chwile obecną mój najlżejszy dwuskładowy kij ma cw. około 18gr, a jeżdże tam tramwajem). Zatem jedyne co mi wychodzi to łowienie sandaczyków. Oczywiście okonie też wpadają, ale nie są to rozmiary, które szczerze powiedziawszy mnie interesują.





Na jeziorze, które dobrze znam sprawy się mają nieco inaczej. Jednak brak czasu i mobilności powoduję to, że rzadko je odwiedzam. Ale bądź co bądź, udaję mi się zawsze tam coś wydłubać.




To jakieś moje luźne dywagacje, które mają może jakieś praktyczne uzasadnienie bądź też nie. Tak czy inaczej jest coś jednak w mojej "klątwie". Lepiej wychodzi mi łowienie, gdy inni schodzą o kiju.

Ogólnie ostatnio mam nieciekawy okres. Problemy osobiste i inne rzeczy spowodowały, że nie mam głowy do ryb.

środa, 19 października 2016

Mikado Specialized Drop Shot 2,20m 4-22g.

Sezon sandaczowy w pełni, więc postanowiłem przedstawić swój kij, z którym aktualnie wybieram się na sandacze łowiąc je w mieście metodą drop shot. Coraz bardziej popularne w Polsce staje się łowienie tak zwaną "delirką", a co za tym idzie producenci produkują coraz to nowsze modele przeznaczone do tej metody. Dzisiaj opiszę budżetowy kijek Mikado Specialized Drop Shot. 




Wykonanie

Biorąc pierwsze raz ten kij do ręki towarzyszyło mi przyjemne wrażenie. Za około dwieście złotych otrzymujemy schludnie wykonany kij. Co do jakości komponentów oczywiście przy tej cenie nie możemy wymagać niczego wielkiego, chociaż producent zamontował w wędzisku uchwyt Fuji TVS. Oprócz tego mamy standartową korkogumę. Przelotki sprawiają wrażenie solidnych, a lakier jest schludnie nałożony bez żadnych nadlewek. Warto zwrócić uwagę na wklejaną szczytówkę, która jak producent opisuję jest pusta w środku co ma umożliwić lepszą animację przynęty, gdy ciężarek leży na dnie. Pamalowana jest na fluorescencyjny pomarańcz, co niektórym umożliwi lepszą widoczność brań.





Przeznaczenie

Łowiąc sandacze używam raczej przynęt większych niż przy połowie okoni i celuję najczęściej w jaskółki/proste ogonki o długości 5-7". Co za tym idzie, potrzebowałem kija, który będzie miał trochę grubszą i kołkowatą szczytówkę niż przy wędkach, którymi łowię okonie. Co do tego jak ma wyglądać wędka do metody drop shot wielu już pisało (w tym ja na swoim blogu). Tak czy inaczej, nie lubię jak szczytówka "klęka" przy większych gumach i lubię przy drganiach mieć zapas dynamiki. Oczywiście możemy z powodzeniem łowić na mniejsze przynęty, ale tutaj jak dla mnie lepiej sprawdzi się wędka ze szczytówką o mniejszej średnicy. 

Kij dobrze wyważa kołowrotek już od 280gr

Na poligonie

Kij cechuje się szczytową akcją jak większość wklejanek na polskim rynku. Wędkarzom, którzy przerobili już sporo wędek, miększy szczyt i sztywny dół niezbyt się spodoba, ale akurat w przypadku drop shota kij spełnia swoje zadanie. Możemy nim pograć większą jaskółą i wciąć mętnookiego. Ugięcie wędziska na pewno nie jest wzorem progresji, ale większość dobrze zaciętych ryb da radę spokojnie wyholować. Jednak gdyby ktoś chciałby kupić ten kij typowo pod okonie, osobiście odpuściłbym, szukając czegoś ładniej kładącego się pod rybą; choć kijek Mikado trochę "mięsistości" w sobie ma. Czułość wędziska trudno mi opisać (to bardzo indywidualna sprawa każdego z nas). Na pewno nie będzie taka jak przy monoblankach, ale osobiście czuję na tym wędzisku to co powinienem. Zresztą, gdy łowię delirką bądź z opadu często kładę palec wskazujący z przyzwyczajenia na blanku wędziska. Czy wklejana szczytówka zaburza czułość ? Jeśli mam być szczery w jakimś stopniu tak, ale średnio zaawansowany wędkarz moim zdaniem spokojnie sobie poradzi z np. rozróżnianiem brań czy rodzaju dna, a gdy dodatkowo będzie obserwował uważnie szczytówkę zrobi z tego kija skuteczne narzędzie.



Wędka najlepiej współgra z ciężarkami 12-20gr i takimi też najczęściej łowię. Próbując łowić z opadu komfort moim zdaniem jest już inny 10-15gr plus średnia/większa sandaczowa guma. Co do drugiej metody kij daję radę, jednak gdy ktoś specjalizuję się w jigowaniu wybrałbym inną pozycję.





Podsumowanie


Wędzisko jak najbardziej spełnia swoje zamierzone zadanie, jednak poleciłbym je bardziej amatorom łowienia sandaczy niż okoni. Nie jest to też przy tym nic innowacyjnego w kontekście drop shota, tylko typowa wklejanka z grubszą szczytówką (zabieg marketingowy większości firm). Na pewno nie będzie to uniwersał, który byśmy zabrali ze sobą w podróż odwiedzając różne łowiska, ale jest to zadaniowy kij w danym budżecie cenowym, który jest po prostu wart polecenia.


niedziela, 16 października 2016

Szczupakowy piździernik

Celowo nie napisałem październik, a piździernik. Jak sama nazwa wskazuje, mocno wiało na początku października. Oczywiście dla mnie niesprzyjające warunki pogodowe nie są zbyt dużym problemem (wyznaję zasadę, że nie ma złej pogody, a jest źle ubrany wędkarz), ale po prostu warunki absolutnie nie zadawały się do łowienia. Po wichurze nastał czas niechcianych przyłowów.





Myślałem, że świeża woda pubudzi do brania drapieżniki. Mam tutaj na myśli okonie i sandacze, które woda z morza powinna pobudzić i zagonić nowe osobniki na wody Motławy. Prawdopodobnie zagoniła - inni wędkarza z tego co słyszałem ładnie połowili. Ale ostatnio nie lubię za bardzo słuchać, oglądać, a łowię swoim rytmem. Kiedy chcę i jak chcę. Przede wszystkim uciekam od tłumów wędkarzy i dużo przyjemniej łowi mi się mając czystą głowę, a przede wszystkim skupiając się na sobie.




Co do okoni i wspomnianych wcześniej przyłowów, nawet większe sandaczowe gumy atakowały mi małe osobniki pasiaków, a mętnookich nie doświadczyłem. W dzień z typowym okoniowym nastawieniem coś tam złapałem, ale tez szały nie było. Tak czy inaczej w obu przypadkach atakowały mnie szczupaki.




Przełamanie na większe garby miało nastąpić podczas wyprawy na dawno nie odwiedzane przeze mnie jezioro z powodu braku czasu. Złowiłem już ładnego szczupaczka, "90siątkę" i dwa mniejsze, ale okonie nie chciały współpracować. Trudno powiedzieć czy robiłem coś źle, ale i tak jestem zadowolony. Jak mają atakować moje przynęty przyłowy, to poproszę cały czas takie jak w "piździerniku".


Oczywiście mamuśka zaatakowała meppsa trójeczkę; srebro w czerwone kropki z czerwonym chwostem!

piątek, 30 września 2016

Jak zrobić chwost do obrotówki

Dzisiaj opiszę jak zrobić moim zdaniem skuteczny chwost do obrotówki. Oczywiście, taki sam celownik na okonie możemy wykonać w popperze, wahadłówce i innych przynętach, ale dla mnie największą robotę robi w wirówkach. Pokażę chwost, który nie zmieni pracy przynęty - będzie lekki, nie będzie stawiał oporu, a tym samym będzie wabił ryby głównie samym wyglądałem.




Do jego wykonania będą nam potrzebne; 

- imadełko (ja mam zwykłe, najtańsze. Nie jestem zaawansowanym krętaczem i do moich zastosowań spokojnie mi wystarcza. Bez niego możemy też sobie poradzić, montując kotwicę w jakiś zaciskowych szczypcach i gdzieś je blokując, ale szkoda moim zdaniem naszych nerwów i palców bo można się pokaleczyć)

- pióra kogucie (używam praktycznie samych końcówek. Nie muszą być najwyższej jakości Jedna paczka starczy nam na wiele błystek. Używa praktycznie tylko trzech kolorów; seledyn, czerwień, biel).

- nić wiodąca i nawijarka (to jest niezbędne. Także nie jest to droga rzecz. Nawijarka jest moim zdaniem niezbędna - zaoszczędzi sporo nerwów i poprawi wygodę)

- cristal flash (dodatek, który naprawdę robi robotę, pięknie mieniąc się pod wodą. Super do miedzianych błystek).

- nożyczki, szczypce do przecinania metalu.

* Myślę, że za wszystko (oprócz szczypiec do metalu), zapłacimy max 50 złotych. Za to możemy uzbroić całe duże pudło z blaszkami, a nawet cały zapas na sezon ; )

Na początek dopasowujemy kupną kotwice do obrotówki. Ja najczęściej używam kotwic #6 do obrotówek 2-3. Na kotwicach nie oszczędzam. Najczęściej korzystam z Owner'ów 36BCX. Bierzemy się do roboty.

1. Montujemy kotwice stabilnie w imadle.



2. Przykładamy kawałek nici wiodącej prostopadle do kotwicy i owijamy. W stronę ostrzy kotwicy (przy samych ostrzach zwalniamy, aby nie przetrzeć nici i wracamy). Starajmy się, aby nić była nałożona równo. Pozostawiony kawałek odcinamy.



3. Bierzemy 3-4 paski cristal flash'a i przykładamy do kotwicy. Teraz spokojnie tak samo owijamy w kierunku ostrzy kotwicy i z powrotem wracamy. Resztki obcinamy.



4. Odwracamy kotwice i przy innym ramieniu przykładamy piórko. Podobnie, powoli i w dwie strony owijamy nicią. Zbędny kawałek odcinamy.



5. Znowu odwracamy kotwice i przymocowujemy drugie, ostatnie piórko, tak samo jak w poprzednim punkcie.



6. Teraz kończymy naszą "budowle" węzłem. Najlepszy jest finisher, ale jeśli go nie mamy, kręcimy w palcach, zwykły supełek i zaciskamy.



7. Bierzemy trochę kleju cyjanoakrylowego (np. kropelka) i jakąś szpilką nakładamy troszeczkę na węzełek. Oczywiście może być też szelak.



8. Teraz bierzemy obrotówkę i jeśli nie pozbyliśmy się wcześniej z niej kotwicy, przecinamy ją (dobrze to zrobić w jakimś kartonie, bo kawałki kotwicy wystrzelą w powietrze). Bez sensu jest rozbierać całą wirówkę. Teraz zakładamy małe kółko łącznikowe i nasza nowa kotwica z chwostem jest gotowa do zamontowania.



* najczęściej stosuję trochę cristal flasha i dwa piórka. Możemy kombinować z bardziej obfitym chwostem, np. żeby spowolnić opad przynęty, nad szczupakową łąką. Ja pokazałem, uniwersalny, lekki chwost. Spokojnie możemy go zamontować do innych przynęt.

*oczywiście jeśli kotwica przy obrotówce nas zadowala nie musimy jej niszczyć, tylko możemy ją wykorzystać rozbierając całą blaszkę. Ja raczej montuję nowe, bo w fabrycznych wirówkach są dla mnie nie zadowalające, a ja zawsze eliminuje najsłabszy element. 

*kółko łącznikowe zmniejsza dźwignie podczas holu ryby i zmniejsza szanse, że skaczący szczupak czy młynkujący pstrąg się nam wypnie. Poza tym jeśli stępimy kotwicę, możemy ją szybko wymienić nawet na łowisku.



Nie jest to zbyt skomplikowana operacja, ale dla początkujących wędkarzy może się przydać. Napiszcie w komentarzu, co chcielibyście zobaczyć w następnym takim poradniku. Mam nadzieję, że komuś pomogłem ; )