Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Motławiane okonie inaczej - czyli co u mnie słychać.

Ostatni okres pod względem wędkarskim, jak i tym prywatny był dla mnie trudny. Mogłem pozwolić sobie tylko na krótkie wypady na Motławę (popularny street fishing), a te dalsze wyprawy były nie osiągalne. Ponadto przemyślałem ostatnio sporo spraw.



`Zaczęło się od tego, że z tydzień temu wybrałem się na Motławę trochę przed świtem zobaczyć, czy uda mi się w środku wakacji złapać jakiegoś sandaczyka. Ogólnie jakiś tam wpadł, a potem miałem jeszcze jedno branie.



Na koniec, jak zrobiło się widno, założyłem sobie mniejszą gumkę i chciałem sprawdzić jak sprawa na Motławie ma się z okoniami w środku wakacji. Po jednym z rzutów, nagle pod samymi nogami zobaczyłem jak jakiś spory okoń gania ukleję. Szybko zwinąłem zestaw i i bawiłem się drop shotem na płytkiej wodzie. Nagle chyba największy okoń jakiego widziałem na żywo w życiu, zatrzymał się na długość paznokcia przed gumą i ją obserwował. Nagle guma znikła, tak jakby motławski okoń zassał przed sobą wodę, a ja pod uginającymi nogami nieśmiało zaciąłem. Niestety za słabo.. Gdy okoń zorientował się, że coś jest nie tak, dał nura na dół ,raz bujnął kijem i spadł. Biorąc pod uwagę, że jeszcze miałem mocno dokręcony hamulec (bo łowiłem przed chwilą sandacze), nie miałem szans.

Byłem strasznie podłamany, a w dodatku problemy osobiste mi nie pomogły w odzyskaniu dobrego humoru. Wkurzony usunąłem swoje blogowe konta na facebooku, gdzie przez kilka sezonów nazbierałem prawie 900set osób śledzących. Miałem wszystkiego dosyć, szczególnie tego, że naprawdę się starałem, pisałem poradniki, dzieliłem się wiedzą. I najsmutniejsze było to, że ludzie korzystali z tego, a ja nie dość, że sam z tego nic nie miałem to jeszcze miejscowe towarzystwo obrabiało mi strasznie tyłek. I nasunęła mi się refleksja, po co to robię? Strzelam sobie w kolano, niepotrzebnie dzieląc się ze wszystkimi wiedzą, którą praktycznie zdobywałem jako wędkarski introwertyk od zera samemu. Nie mówiąc jeszcze o osobach, które chwalą się w internecie odkryciem mega skutecznych przynęt (ciekawe skąd to wiedzieli nagle ; ) ). Tak ostatnio analizowałem wszystkich wędkarzy, którzy są lepsi ode mnie i są swego rodzaju wzorcem. I wiecie co? Nikt z nich nie chwali się swoim warsztatem w jakiś internetach. Po co mają coś komuś udowadniać ? Chwalić się za garść lajków skuteczną przynętą? Wiecie jaka jest odpowiedź ? Parcie na szkło. Większość osób wstawia fotki dla kciuków w górę, chcąc jeszcze zwrócić na siebie uwagę firm wędkarskich. Znam odstępstwa od tej reguły, ludzi piszących z pasją; jak Maciek z bloga o łowieniu podlodowym (super człowiek, miło było z nim pogadać), wędkarskie wakacje - super wędkarz, chyba najlepszy w Polsce odnośnie łowienia UL, czy Tomek fajnie opisujący swoje pstrągowe przygody.

Od tej chwili przemyślałem sprawę i jak już będę pisał bardziej dla siebie, a nie pod wyszukiwarki i dla lajków. Dla pamiątki i blogowania, które lubię. Nie będę już pokazywał miejscówek, czy jako takich przynęt wybitnie tam skutecznych, a bardziej same emocję wypraw, poradniki ogólne dotyczące jakiegoś zagadnienia, czy testy czegoś co mi się sprawdziło. Po prostu to, na co będę mieć ochotę.



Wracając do samego łowienia, zwizualizowałem w głowie temat i wiedziałem już co zrobić, żeby skusić do brania ryby, które są agresywniejsze, a nie przymulone nad dnem. Na efekty nie musiałem długo czekać i już następnym wypadem niestety spiąłem kolejną fajniejszą rybę, ale trzeci przyzwoite okoń 33/34 już dał się podebrać. No i te mniejsze też sympatycznie współpracowały.




Ogólnie większość wędkarzy, których obserwuje popełnia ten błąd, że kurczowo trzymają się schematów z jesieni czy wiosny, a niestety przyroda i zwyczaje ryb się zmieniają. No a Ci, co czytają i podpatrują innych będą stać w miejscu. Teraz nie warto mieć w torbie dwudziestu paczek z keitechami, a mały zbiór różnych okoniowych przynęt, które posłużą do przechytrzenia okoni na Motławie. I to jest właśnie fajne w street fishingu, minimalizm.

I chciałbym bardzo podziękować Wam za wszystkie słowa wsparcia, w komentarzach czy w wiadomościach prywatnych jakie dostałem. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło.


Serdeczności.
B.

5 komentarzy:

  1. Cześć.
    Odnośnie sytuacji z tym okoniem alfa - to jest klasyka w zimie. Wypisz, wymaluj. Tylko na lodzie układ jest inny i można prezentować zabawki dłużej i w różnych wariantach prowadzenia.
    "Moje" pasiaki otępieniem reagują na zmiany ciśnienia, w płytkich wodach bledną wyraźnie i wiadomo,że będzie słabo w takich okolicznościach.
    Co do FB - nie żałuj tego świata, nie znam go i nie zamierzam poznawać, wolę mieć niszowy blog, o którym wie garstka ludzi - a pisać o czym mi się podoba, niż taśmę fabryczną wpis-lajk-udostępnienie-koment.....Stary już jestem ;)
    Inna sprawa, że po upadku mego mikro-świata nie mam za bardzo chęci na wędkowanie, ani na dłubanie. No chyba że wezmę się za Twój wolfram, przy okazji coś sfilmuję ;)

    Futou fukutsu, jak to mawiał znajomy Japończyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy się kiedyś umówić na wspólny wypad na lód ;)

      Odkąd skupiłem się na okoniach, przyznam szczerze, że nie patrzę na pogodę jako taką; może też dlatego, że jeżdżę po prostu kiedy mam czas. Miałem niekiedy super brania gdy była totalna lipa z pogodą; wiatr, deszcz, a zaraz słońce, aż ciężko było zarzucać. I mogę śmiało napisać, że najgorsza pogodą na nie jest chyba wtedy, jak jest całkowita flauta i w wodzie nie ma żadnego ruchu. Najlepiej chyba łowić gdy pogoda jest umiarkowana, z uwagi też na komfort łowienia. Co ciekawe, jako pora najsłabiej wypada u mnie wieczór.. (czemu się dziwie bardzo), a najlepsze dwa okresy to albo świt lub południe, z czego południe raczej w zimniejszych porach roku, a świt zdecydowanie latem. I co jeszcze ciekawe, jak łapałem największe okonie w swoich życiu, to ogólnie miałem mało brań i często np. na 2-3 godziny, jeden duży i dwa małe. Jak łapałem dużo sztuk, nie przypominam sobie żebym złapał coś powyzej 35cm.

      A druga sprawa, że okonie biorą dobrze kilka dni z rzędu, co jest kulminacją, a potem z dnia na dzień coraz słabiej, aż lipa. I jak się trafi epicentrum, to trzeba brać chyba urlop. Ja najczęściej niestety zawsze trafiam na końcówkę..

      Usuń
  2. A co do części "psychologicznej", to mam mało męski charakter..

    Wiele rzeczy strasznie przeżywam (niepotrzebnie), oczywiście też są w tym ryby.. i jak to bywa z miłością, raz jesteśmy w skowronkach, a raz jestesmy podłamani.

    Jestem introwertykiem i chyba najlepszą opcja dla mnie byłoby skasowanie tych wszystkich facebooków, nie obserwowanie tych wszystkich ładnych ryb z moich wód (żeby sobie nie podcinać skrzydeł) i rzeźbienie w swojej malej wedkarskiej introwersji ; ) i pisanie jak Ty to mówisz dla siebie, dla kilku osób, które mnie śledzą.

    Jakoś tak mam, że lubię spędzać czas ze znajomymi, zrobić flaszkę, a jeżeli chodzi o ryby, najlepiej czuję się nad wodą sam. Tak samo zawsze lubiłem modelarstwo; moglem tydzien z domu nie wychodzić bo pracowalem nad jakimś modelem samolotu, a potem następny tydzień spędzić ze znajomymi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajrzałbym w dziurkę tej Motławie... ;) Słyszałem że ryby są tam bardzo narowiste zimą...

    OdpowiedzUsuń
  4. Albo pod Wantowym na Martwej Wiśle. Jeszcze lepiej myślę, tylko milion ludzi ;) Raczej myślałem o tym moim tajnym jeziorku, człowiek fajnie tam odpoczywa ;)

    OdpowiedzUsuń