Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Okoniowe 2015.

Sezon za pasem, a mój początek nowego sezonu jest w tym roku jakiś leniwy. Czasami trzeba trochę posiedzieć w ciepłych kapciach, z herbatką w ręce i powspominać. Odnośnie okoni jest czego..

Tęsknie za tym okoniowym przytrzymaniem błystki, pstryknięciem z opadu, czy też puknięciem w nadgarstek podczas metody drop shot.

Okonie zacząłem łowić gdzieś od czerwca. Do połowy maja zajmowałem się morskimi trociami, potem przyszło szczupakowe przetarcie w moich rodzinnych stronach pojezierza Brodnickiego. Ale ja, moja podświadomość i ogólnie cały Bartek, czuł że pora wyciągnąć swój okoniowy kijek z tuby.
Przyszła pora na mojego ulubionego bohatera, sędziwego, nie modnego w czasach mętnookiego kuzyna, ale jakże sprytnego garbatego przeciwnika.

Łowiłem głównie w zapomnianym, dzikim jeziorku niewielkich rozmiarów, gdzie spiętrzony strumyk znalazł kres swojej drogi wśród lasów i łąk.
W tym sezonie łowiłem najróżniej jak się dało. 

Latem okonie urządzały harce na płyciznach, gdzie morderczo skuteczne okazały się obrotówki z wiązanymi przeze mnie kolorowymi chwostami przy kotwiczce. Starałem się być jak najwcześniej rano i jak najciszej podpłynąć na płytkie miejscówki, gdzie okonie urządzały swoje harce. Nie było tutaj zbyt dużo finezji w prowadzeniu. Raczej pstrągowy klimat. Cisza, precyzyjne rzuty i jak najszybsze uruchomienie obrotówki. Trzeba było podać przynęty pod naturalny przeszkody. Jeśli od razu nie nastąpił atak, prawdopodobnie w ogóle nie nastąpił. Wtedy sprawę podtrzymywała wahadłówka, którą trzeba było puścić w krótki opad tuż nad podwodną roślinnością. 







Co ciekawe, moje okonie słabo reagowały na przynęty miękkie prowadzone metodą opadu. Nie wiem czemu. Chociaż wiem. To cwane ryby. Te większe sporo widziały w swoim podwodnym życiu. Gdy chciałem pograć swoją szczytówką bawiłem się jigami własnej produkcji. Troszkę marabuty, cristal flasha i można było czekać na psrtyki tuż nad dnem..
Wszystkie większe ryby w letnim okresie padły rano. Rano to zbyt duży okres; padły w okolicach świtu. Potem można było jechać do domu i spędzić resztę gorącego letniego dnia gdzieś indziej. 

Następnie próbowałem street fishing'owej jesiennej "mody". Łowienie w mieście, na starówce mętnookich. Wyniki średnie jakościowo, ale ilościowy było sporo zabawy. Ciekawa alternatywa, dla osób niemogących się wyrwać poza miasto z braku czasu.

Druga okoniowa połowa nastąpiła pod koniec listopada. Sam pluję sobie w brodę. Jedynym plusem było to, że nauczyłem się łowić na drop shota w ulicznym zgiełku. I tą metodą zaatakowałem późno jesienne garbusy. Teraz łowienie było dużo bardziej stacjonarne. Nie przemieszczałem się zbytnio po zbiorniku, a kotwiczyłem na kilka godzin w interesującym mnie miejscu. Ustawiałem się tak, aby obłowić roślinny skraj płytkiej wody z tą głębszą. Miejsce jakże banalne, ale jak niezwykle przy tym skuteczne. "Dropsiłem" na tym skraju, konsekwentnie zmieniając ustawienia głębokości czy też same przynęty. Obławiałem ten skraj na całej długości, wykonując rzuty wzdłuż linii mety podwodnego skraju lasu, przechodzącego w głębsza bardziej dotlenioną wodę o twardszym dnie. Przynęty stosowałem duże jak na okonie. Od 4" w górę. Największego, ponad czterdziesto centymetrowego, a przy tym ostatniego okonia poprzedniego roku złowiłem na ponad 5" calową gumową glistę próbując znaleźć coś jak najmniej szczupakowego.







W tym sezonie złowiłem kilkadziesiąt ponad trzydziesto centymetrowych pasiastych zbujów. Każdy, który zdołał dorosnąć do tych rozmiarów zasługuję na swoją osobną historię, ale z uwagi na dobry sezon nie jestem w stanie tego zrobić. Mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu, tym najmniejszym udało Wam się przekazać, to co czułem podczas ostatniego, okoniowego sezonu..

1 komentarz:

  1. Okonie przepiękne...Ja niestety nie mogę przekroczyć 40-tki. kilkanaście 37,38, kilka 39, a 40 cm jak zaczarowane. Koledzy śmieją się ,że to już obsesja jakaś...A próbowałeś na małego poperka? pobicia wynagradzają wszystko! Nawet atakujące niewielkie rozmiary.... używam najmniejszch splasher-ów z f=my Sebille, albo naszego Salmo

    OdpowiedzUsuń