Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

czwartek, 25 sierpnia 2016

Pocztówka z pojezierza brodnickiego.

W końcu w natłoku obowiązków udało mi się wyjechać na mini-wakacje. Na pojezierzu brodnickim, moich rodzinnych terenach spędziłem pięć dni. Mimo, że często wakacyjnych czas spędzałem na pojezierzu, to wielu zakątków nie poznałem- nie posiadałem łodzi. Za cel na ten wyjazd obrałem sobie okonie na bardzo głębokim i dużym jeziorze.




Zadanie było trudne. Rozległa, nieznana woda, a przy tym brak jej rozpoznania czy też brak jakiegoś znajomego wędkarza na miejscu. Do tego kilka dni na łowienie, to tak na prawdę szukanie igły w stogu siana. Doświadczenie na takich głębokich wodach miałem żadne, a szukałem do tej pory okoni w wodach do pięciu metrów.  Sam nie wiedziałem jak się mam do tego zabrać. W domu wydrukowałem sobie mapę barymetryczną i zaznaczyłem sobie ciekawe dla mnie miejsca i chciałem je konsekwentnie obławiać. Do tego pierwszy raz korzystałem z echosondy, więc zadanie miałem trochę ułatwione.

Ryb szukałem na głębokości 5-10 metrów. Ustawiałem się na spadkach, gdzie dno pokryte roślinnością, przechodziło w twarde lub też szukałem po prostu skupisk drobnicy z łukami oznaczającymi drapieżniki. Drop shot raczej mi się nie sprawdził; mimo, że jezioro głębokie to często z roślinnością na dnie. Żeby zejść na dno potrzebowałem dość masywnych ciężarków, a one zapadając się w mercie uniemożliwiały odpowiednie granie przynętą. Co innego gdy łowiły lekkimi ciężarkami w płytszej wodzie linowej. Ogólnie złapałem przez 3 dni kilkadziesiąt okoni +/- 25cm. czy też kilka szczupaczków 50-55 jako przyłowów. Miejscowi ponoć łowili ładne szczupaki 70-85cm, ale mnie te ryby nie interesują, więc postanowiłem być wierny swoim pierwotnym planom.Łowiłem najczęściej gumami ok. 3'' na główkach 5-7gram i hornetami Salmo. Ryby często nie ustawiały się przy dnie, a trzeba było ich szukać w toni. Jakieś pukanie ciężkimi główkami o dno kompletnie się nie sprawdziło. Popukać w dno owszem, ale lżej, ewentualnie poszurać cykadką.



Później niestety musiałem zrezygnować z łowienia z łodzi, bo złapała mnie grypa żołądkowa czy inne cholerstwo. Postanowiłem się nie poddawać, ale łowiłem już na spokojnie, bez zbędnego ciśnienia. Wybór padł na znane mi jeziorko linowe i coś udało się złapać.



Ogólnie wyjazd na plus. Krótki, więc mimo moich chęci, nie udało mi się złapać nic ciekawego. Ale chyba i tak muszę być z siebie w miarę zadowolony, bo poradziłem sobie na nieznanej wodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz