Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

piątek, 16 września 2016

Wrześniowe odkurzenie szafy.

Wrzesień sam w sobie jest dziwnym miesiącem. Piszę ten post siedząc w krótkich spodenkach, a zaraz powinna pojawić się nasza polska złota jesień. Zawsze o tej porze nachodziła mnie ta refleksja. Pamiętam jak byłem wkurzony, że mimo ładnej pogody musiałem być zaganiany we wrześniu do książek. Jeszcze bardziej wkurzenie narastało gdy podczas październikowej porannej mgły za szkolnym oknem, wyobrażałem sobie stado garbusów wypływających na polowanie mojego ulubionego jeziora. Ale zanim to epicentrum żerowania nastąpiło, trzeba było się trochę nagłówkować, żeby złapać coś konkretniejszego. I o tym dzisiaj chciałem napisać.

Moje doświadczenie zbierane na przestrzeni lat w połowie garbusów, owocuje tym, że mimo natłoku obowiązków i małej liczby wolnych godzin w miesiącu, udaję mi się coś fajnego złowić. Chyba najbardziej są za to odpowiedzialne porażki, które zabierały mój sen i zmuszały do analizowania zwyczajów okoni. Teraz, we wrześniu, nadszedł czas, gdzie można zająć po innym spinningiście miejsce, które opuścił o kiju i złowić fajnego garbusa. Większość okoniarzy łowi często w ten sam sposób, w tych samych miejscach, ale nie tędy droga. Dlatego trochę bawi mnie, gdy wędkarze mówią; "Ta i ta przynęta na okonia jest najlepsza. Takie i takie prowadzenie jest najlepsze. Taki i taki kolor jest najlepszy." Bzdura. Nie ma jednego najlepszego sposobu i narzędzia. Trzeba po prostu ryby zrozumieć i podać im odpowiednio imitację żarcia w zależności od warunków. 





Powiem wam, że najwięcej ryb łowiłem zabierając na łowisko jak najmniej sprzętu, Gdy brałem ze sobą niezliczoną liczbę pudelek, często traciłem czas na wyborze odpowiedniego wabika. Fakt, wiele przynęt szczególnie, kiedy te chimerne ryby nie gryzą jeszcze najlepiej może się przydać, ale warto w głowie przed łowieniem obrać odpowiednią taktykę. Teraz okonie powoli kończą już harce po powierzchni za popperami. Małe gumeczki, którymi graliśmy w toni w opadzie też powoli już tracą na wartości. Trzeba posilić się większym kąskiem. Zabieram ze sobą gumy powyżej 10 cm. Ryby poniżej trzydziestu centów mnie nie interesują (oczywiście nawet większe  przynęty atakuje podstawówka i gimnazjum, ale jakąś selekcję wprowadzamy). Taki keitech 4" to dla średniego okonia pryszcz. Oczywiście, czasami łowię na mniejsze przynęty - np. wczesną wiosną. Warto wspomnieć, że niektóre przebłyszczone wody wymagają bardzo małych przynęt żeby złowić cokolwiek, ale zachęcam naprawdę do sięgania bo przynęty większe. Szczególnie że jesień tuż tuż.



Im bliżej jesieni, zaczynam łowić już bardziej po snajpersku. Obławiam dokładnie 3-4 miejscówki podczas dniówki i nie szukam aktywnie ryb. Co do miejsc, nie odkryję niczego nowego czyli powiem, że szukajmy ich tam, gdzie znajduję się drobnica. Moimi bankówkami są spady, gdzie dno porośnięte roślinnością przechodzi w twardszy blat, jak i wszelkiego rodzaju podwodne wzniesienia czy przeszkody. Gdy łowię w kanałach warto obłowić filary mostów, mariny z zacumowanymi łódkami czy też konstrukcję z betonu wchodzące w głąb wody. Na razie jakieś głębsze dołki odpuściłbym sobie na zimniejsze okazje. 

Jak wcześniej wspomniałem używam większych przynęt gumowych. Co do techniki posiłkuję się klasycznym łowieniem na główki jiggowe jak i drop shotem (jak chcecie więcej dowiedzieć się na temat tej metody, zapraszam do posta o tej metodzie, którego znajdziecie na moim blogu). Często ryby nie będą stały przy samym dnie, a okres walenia o dno jeszcze nie nadszedł. Nawet przypon do DS robię dłuższy niż przy zimniejszych porach roku, W opadzie gram przynętą lżejszą i tylko czasem daję jej opaść całkiem do dna. Dobrym ćwiczeniem jest obliczenia w myślach ile zajmuje opad przynęty i gra nią w okolicach 3/4 wody. 

Dobrym uzupełnieniem pudełka jest trochę żelastwa. Czasami ospałe garbusy możemy ożywić łowiąc na obrotówkę w opadzie. Nie chodzi o jiggowanie jak gumą. Obrotówka jest lekka, zatem wyrzucam ją jak najdalej i przy otwartym kabłąku czekam, aż opadnie na dno. Wtedy kasuje luz i bardzo wolno prowadzę ją w kierunku powierzchni, po czym znowu daje jej opaść. Równie pomocna może być cykada lub wirujący ogonek, ale mimo niedogodności w prowadzeniu, jednak na obrotówkę miałem lepsze efekty.





O sprzęcie powiem krótko, bo wolę w tego typu wpisach opisywać łowienie ryb, a nie szukanie odpowiedniego wędziska. Osobiście łowię kijkiem okoniowym do 10-15 gram,, który zestawiam z  kołowrotkiem z nawiniętą plecionką 0,10. Zestaw kończę fluorocarbonem 0,30 bądź też cienką stalką gdy spodziewam się przyłowu szczupaków.


Zachęcam do odkurzenia spinningu z naszej szafy po wakacjach i do pochwalenia się ładnymi okoniami, jeszcze przed pospolitym jesiennym ruszeniem.

1 komentarz:

  1. Minimalizm sprzętowy jest jak najbardziej pomocny przy łowieniu.
    Potwierdzam !

    OdpowiedzUsuń