Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Mglisty okoniowy przedświt.

W wędkarstwie jest magia. Ten post nie będzie o sprawach technicznych, bo ile o tym można pisać, szczególnie chcąc uzewnętrzniać siebie. Czasami, warto napisać coś krótkiego, spontanicznego, pokazując swoją radość, a przy tym nostalgie, które przynajmniej w moim przypadku oddzielają tą piękną pasję od sportu.



Co jest piękniejszego niż wyjście na ryby, jeszcze za nocnych, czerwcowych, krótkich godzin, aby nad wodą być jeszcze o szarówce. Poczucie na swojej twarzy wilgotnego powietrza i wkradającej się wszędzie mgły. Widok przeskakującego wesoło małego liska na drugą stronę ulicy, wśród spowitych mleczną poświatą zamiejskich wsi.

Oddawanie pierwszych rzutów, gdy jesteśmy najbardziej skupieni i pełni nadziei, wyobrażając sobie tor, podrygiwanej naszym nadgarstkiem gumy. Chwilę, gdy z jedną ulubioną okoniówką, stajemy się częścią tej wymarzonej scenerii, świata, w którym chociaż przez ową magiczną godzinę, oddychamy pełną piersią stając się jednością z przyrodą.

Ten poranek był wyjątkowy. W pierwszych rzutach, piękny garbusek 36 centrmetrów, z krwisto czerwonymi płetwami. Ale strzał pod nogami. Coś pięknego. Już jestem taki szczęśliwy, a jeszcze nie wzeszło słońce. Ryby brały jeszcze godzinę, oprócz rodzynka, trafiały się w kilku ilościach rybki 28-30 centów. Magiczna godzina. Gdy mgła zeszła, a pierwsze podmuchy wiatru wygoniły chmury, pierwsze promienia słońca zaczęła się odbijać od tafli, okonie pochowały się.

A ja, już byłem po prostu spełniony.





Życzę Wam też takich chwil nad wodą, gdy jesteśmy sami i czujemy to piękno, które daje nam przyroda. Ryby to dodatek, ale jakże tez miły. Tym razem było idealnie i przez całą ostatnią niedzielę, uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

A sobie bym życzył, żebym kiedyś zamieszkał w okolicach jakiegoś małego miasteczka na wsi, gdzie wśród sosen nad jeziorem, pijąc poranną kawę, miałbym widać na majaczące w dole jezioro. Z dala od for internetowcy, bez rywalizacji, pokazywania kto ma dłuższego. Takowe wymarzone miejsce już mam, na pojezierzu brodnickim, może kiedyś mi się to uda i nie będę musiał uczestniczyć w tym miejskim zgiełku.

Serdeczności
B.

1 komentarz:

  1. Powodzenia w realizacji tego marzenia, brzmi fantastycznie! :)

    OdpowiedzUsuń