Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

niedziela, 25 sierpnia 2019

Shimano Vanquish 2500 SFA.

Dzisiaj postanowiłem na swoim blogu wędkarskim podzielić się recenzją na temat kołowrotka Shimano Vanquish 2500 SFA, który użytkuję już trzeci sezon.






Kołowrotek ten kupiłem z myślą o łowieniu głównie okoni i innych lekkich odmian spinningu. W sumie w tym się specjalizuje, dlatego zdecydowałem się tak drogi wydatek, bo kołowrotek kosztował mnie około 1700 zł. Z uwagi na to, że łowię praktycznie tylko na cienkie plecionki, wybrałem model z płytką szpulą, która rozwiązuję w dużej mierze problem z kilometrami podkładu; nie musimy się męczyć z odmierzaniem linki pod rant (szczególnie jeżeli nie mamy zapasowej szpuli o tej samej głębokości), jak i również schodzimy tym z wagi. W polskiej dystrybucji z dostępnością modelów z płytką szpulą konkurencyjnych firm bywa różnie, dlatego to też był argument za Shimano. W innym wypadku musielibyśmy często sprowadzać taką szpulę, bądź cały kołowrotek z kraju kwitnącej wiśni, co komplikuje sprawy gwarancyjne.

Trochę danych technicznych:

Masa: 180 g.
Przełożenie: 5,3:1 (77cm)
Pojemność szpuli (mm/m): 0,16/150
Ilość łożysk: 11 S A-RB + 1
Hamulec: 4kg.

Warto wspomnieć, że ten model kołowrotka nie posiada technologi X-Protect, która przez labiryntową konstrukcję zabezpiecza łożysko oporowe przed wodą. Uważam, że w produkcie Shimano, który jest stawiany tuż za flagową Stellą powinna być, ale w następnym Vanquishu FB, już ją zastosowano.

Na kołowrotek dostajemy 24 miesiące gwarancji.


 Co w zestawie.


Kołowrotek został zapakowany przez producenta w klasyczne kartonowe pudełko. Oprócz samej maszynki, w zestawie znajdują się instrukcje, schemat, podkładki do regulacji nawoju oraz woreczek z cienkiego materiału. Do tego naklejki z logiem marki i mały praktyczny karabińczyk. Futerał nie zabezpiecza zbytnio kołowrotka przed uderzeniami w trakcie transportu, więc wskazanym jest zakupić sobie mocniejszy pokrowiec. Oczywiście zapasowej szpuli jak przystało na produkcje Made in Japan nie ma, ale można ją dokupić w cenie około 300 zł.



Producent informuje nas, że obudowa została wykonana z magnezu.
Numer egzemplarza kołowrotka wyprodukowanego w Japonii.



Wygląd i ergonomia.

Kołowrotek wygląda schludnie i jest połączeniem srebra, czerni, ze złotymi wstawkami na szpuli. Rotor został wykonany z lekkiego magnezu. Aby zredukować wagę, wyższe modele młynków mają rozkręcaną korbkę w jednym kawałku. Tutaj niestety Shimano ma u mnie minus, za niezabezpieczenie nawet zwykłą gumową uszczelką wnętrza kołowrotka po wykręcenie szpuli. Problem pojawia się w trakcie transportu, bo zazwyczaj wykręcamy korbkę, aby jej nie uszkodzić. Wtedy zostaje niestety dziura, do której dostaje się brud. Oczywiście możemy to łatwo zabezpieczyć jakimś plastrem i zakleić dziurę, a korbkę również przewozić schowaną w futerał, aby nie ubrudzić gwintu np. w piasku.



Kolejną rzeczą, która jest w tym modelu Shimano na niekorzyść ergonomii jest klips do linki. Szczerze napiszę, że ciężko zahaczyć o niego plecionkę czy żyłkę w porównaniu ze szpulami innych młynków. Niby detal, ale przy zmarźniętych rękach może denerwować.


Kołowrotek nie posiada wyłącznika obrotów wstecznych, co ma w dużej mierze ograniczać przedostawanie się wody do jego wnętrza. Rzadko kiedy korzystamy wprawdzie z niego, ale mi 2-3 razy zdarzyło się, że go zabrakło. Nie uważam tego za wadę. Shimano poszło w takim kierunku i w dostępnych modelach Shimano go nie doświadczymy, więc musimy się z tym pogodzić bądź wybrać model innej marki.


W akcji

Mimo niskiej wagi i z pozoru filigranowości, czuć że mamy do czynienia z solidną konstrukcją z wyższej półki. Kręcąc młynkiem nie wyczuwamy żadnych luzów i czujemy doskonałe spasowanie podzespołów. Co do samej pracy jednak, mimo że czuć, że nie jest to tani kołowrotek, moim zdaniem mogłoby być troszkę lepiej. Kołowrotek kręci lekko, ale nie czuć według mnie tego "masła", co w niektórych drogich modelach. Maślaniej, mimo że ciężej, chodzi sporo tańszy Biomaster od Shimano, który również posiadam. Dodatkowo kołowrotek trochę szumi - wprawdzie w czasie łowienia, nie zwracamy, aż tak na to uwagi, ale dla pedantów może mieć to znaczenie. Nie wiem też, czy kręcąc innymi egzemplarzami tego modelu byłoby podobnie, bo swój zamówiłem drogą internetową. Zresztą czytając niektóre opinie osób, które owe kołowrotki serwisują, stwierdzają, że mogłyby być lepiej posmarowane, bo w środku jest dość sucho. Tak czy inaczej nie jest źle, ale nie ma jak dla mnie efektu "WOW".  Łączyłem go z różnymi wędkami i praktycznie z każdą zestawiał się idealnie. Były to między innymi kije takie jak: St. Croix LES70LF, Suzuki RFX 6LB, czy Phenix 712S. O swoich wędkach okoniowych napisałem tutaj.

Vanquish podczas letniego twitchowania.
Kabłąk zamyka się z dość głośnym kliknięciem, ale nie jest to dla mnie wada - chyba, że ktoś jest pstrągarzem i chce jak najmniej eksponować swoją bytność nad rzeką. Tak czy inaczej czujemy we wszystkich mechanizmach solidność i moc, a łowiąc tym kołowrotkiem mamy świadomość, że nic nas nie zawiedzie. Oczywiście, mówię o tym w odniesieniu do lekkiego łowienia, a nie do ciężkiej wiślanej orki, z główkami po 30g. Najwięcej zakładałem do niego 15 g. ołowiu przy drop shocie, czy obrotówki rozmiaru #3. Łowiłem nim okonie i inne ryby w lekkich odmianach spinningu, w różnych łowiska. Od miasta, po totalne odludzia i wszędzie się sprawdził. Pogoda, od zimy do upalnego lata, przez mokrą wiosne i jesień również nie robiły na nim wrażenia. Kołowrotek przez trzy sezony, nie pokazał żadnych oznak zmęczenia, czy zużycia. 

Perfekcyjny nawój Vanqusiha i łowienie w mieście.
Trzeba przyznać, że kołowrotek ma perfekcyjny nawój i jest idealny do cienkich plecionek. Nie robił brud i współpracował z nimi bardzo dobrze. Hamulec jest długi i możemy go bardzo precyzyjnie ustawić co dobrze komponuje się z lekkim łowieniem. Gdy jednak wędkowałem w zaczepach i musiałem go mocno dokręcić, również sprawował się dzielnie.


Serwis w Polsce

Warto nadmienić, o sprawach serwisowych związanych z Shimano w Polsce. Niedawno, dystrybucja tej marki się zmieniła i kołowrotki tej marki serwisowane są od teraz w naszym kraju, a nie jak wcześniej zagranicą. W teorii powinno to mieć przełożenie na szybkość usługi.

Druga sprawa, że kołowrotki Shimano są chętniej serwisowane przez polskich niezależnych fachowców. Z tego co się dowiedziałem z autopsji, dużo łatwiej jest znaleźć osobę, która przesmaruje nam lub naprawi taki kołowrotek niż konkurencyjną Daiwe. Części są również łatwiej dostępne, nie mówiąc już o serwisie gwarancyjnym Daiwy, który jest dostępny dopiero w Hamburgu. Zastanawiając się nad kupnem nowego kołowrotka, trzeba mieć to na uwadze. Samemu korcą mnie wyższe modele Daiwy, ale bałbym się o ich serwis po gwarancji.


Podsumowując, Vanquish 2500SFA to ciekawa propozycja do lekkiego łowienia. Mimo niskiej wagi, czuć solidność konstrukcji i widać, że kołowrotek wytrzyma przy odpowiednim zastosowaniu wiele sezonów. Możemy oczywiście zakupić aktualnie równie lekki kołowrotek już za 300 zł, ale nie ma co się czarować, wspomniany Vanquish na pewno zbudowany jest z lepszych komponentów, które dłużej nam posłużą. Posiada jednak drobne ergonomiczne minusy, jak i jego praca moim zdaniem mogłaby być trochę lepsza.

Tutaj pytanie czy jest wart swoich pieniędzy? Moim zdaniem, zależy to od naszego budżetu. Jeżeli nie chcemy przeznaczyć wyższej kwoty na wędkę, jak i kołowrotek, lepiej dołożyć więcej do tej pierwszej, a kupić sobie tańszy młynek. Przykładowo, możemy kupić Stradica, który będzie podobnym kołowrotkiem, a przy tym o około 1000 zł tańszym. Możemy też wybrać jakiś budżetowy model Daiwy za około 300 zł, który będzie równie lekki, będzie miał odpowiedni nawój, hamulec i mimo, że będzie zbudowany ze słabszych materiałów, przy lekkim łowienia powinien wytrzymać kilka sezonów, a jak się zepsuje, nie będzie takiego bólu z uwagi na cenę. Zresztą sprzęt nie łowi, a wędkarz i tak naprawdę ta kwestia zależna jest od indywidualnego snobizmu i grubości portfela.


Serdeczności,
B.



3 komentarze:

  1. Cześć.
    U mnie lekki progres okoniowy- złowiłem w sobotę 40,5cm pasiastego szczęścia i kilka trochę mniejszych rozbójników, dokończyłem projekt elektroniczny, który działa, walczę jeszcze z silnikiem dziobowym i czekam tylko by się wyrwać na wodę.
    Amerykanie prognozują zimę typową- czyli od połowy stycznia, a ja wyjątkowo chcę by do końca grudnia można było pływać- mam pewien chytry plan na grudniowe oksy, ale to ci opowiem jak się zdzwonimy.
    Pozdro.
    Opis kołowrotka rzeczowy, tak trzymać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wpis dał mi wiele do myślenia.

    OdpowiedzUsuń