Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

poniedziałek, 14 października 2019

Ciężkie wejście w jesień.

Ostatni czas nie był dla mnie zbyt obfity wędkarsko, co jest związane z moimi problemami osobistymi i zdrowotnymi, a co za tym idzie z brakiem możliwości bycia nad wodą tak często jak bym chciał. Niestety, ale przez ponad miesiąc byłem na rybach tyle razy, ile niektórzy moi znajomi są w tygodniu, bo od połowy sierpnia było to może około pięciu wypadów.




Na Motławę od połowy sierpnia nie chodziłem wcale, ponieważ nielicznych kilka wypadów wolałem spędzić na łonie natury i wypocząć w samotności. Wiem, że sytuacja na Motławie była bardzo dobra i praktycznie wszyscy łowili ładne ryby, ale w mojej sytuacji postawiłem na wypoczynek, bo szczerze jak dla mnie miejskie łowienie jest bardziej skierowane pod wyniki, często w niezbyt urodziwych miejscach, o dużej presji, a ja nie miałem teraz do tego głowy.



Wracając do tych kilku wypadów nad jezioro, nie miałem zbytnio możliwości zapolowania na grubego zwierza, bo było to wypady krótkie i też niekoniecznie o porach, w których chciałbym być nad wodą. Okazów nie było, ale przy odrobinie kombinatoryki, udawało się zawsze coś złowić.


Co ciekawe, miejsca bytowania okoni na jeziorze były dość nietypowe, bo pomimo spadu temperatury wody, ryby zachowywały się nad odwrót od tego, co jest przyjęte w "'kanonie". Nie było ich wcale na spadkach, kantach, dołkach, a łowiłem je praktycznie tylko na skraju trzcin. Łowienie przypominało najprostszą formę szczupakowania, czyli ustawianie się łódką na wodzie i rzucania pod trzciny, gdzie brania następowały zazwyczaj od razu albo wcale. Oczywiście często małe okonki zajmują takie miejsca w jeziorach, czy też te większe niekiedy się tam zapuszczają szczególnie latem, ale teraz nie dość, że było chłodno, to nie było to ryby najmniejsze, patrząc na rybostan tej wody. Drobnica, czyli ich pokarm też przesunęła się już głębiej, więc jest to coś zastanawiającego.




Ryby były bardzo wybredne i nieraz po każdej rybie musiałem zmieniać przynętę, po czym w nowy kąsek od razu następowały brania. Co ciekawe najbardziej sprawdziły mi się klasyczne twistery Relaxa oraz gumy real fish od Irasa. Mimo, że jak na gumy są bardzo drogie, to w ciężkich warunkach potrafią zrobić robotę. Nie są to przynęty pierwszego wyboru na moich okoniowych łowiskach, bo te stanowią głównie Fish Up'y. Ryby nie chciały jednak dobrze reagować na gumowe robale dyndające na czeburaszkach po dnie, tak więc akurat w tym wypadku potwierdziło się powiedzenie, że okoniarz powinien mieć w pudełkach sporo towaru, bo nie wiadomo kiedy co się przyda. Bądź co bądź łowiłem trochę w zawodniczym stylu, bo poniekąd przez warunki losowe w życiu, musiałem sobie poradzić w warunkach, które niekoniecznie na ten moment bym wybrał.



Próbowałem też łowić na drop shota, ale niestety nie miałem na niego dobrych efektów, gdy było jeszcze trochę cieplej działały obrotówki.

W tym tygodniu udało mi się wyrwać tylko raz i to pierwszy raz po ponad miesiącu nad Motławę.




Zobaczymy, może jeszcze uda mi się chociaż ciut pocieszyć z tej pasji w tym roku. Na razie kupilem sobie nową wędkę do ultralighta...




Serdeczności,
B.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz