Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

niedziela, 15 marca 2020

Cieszmy się również z rzeczy małych.

Dosyć długo nic nie pisałem na swoim blogu wędkarskim. Nie użyłbym słowa, że go zaniedbałem, a raczej skupiałem się na rzeczach ważniejszych, takich jak na przykład sesja. W sumie patrząc na to, co się teraz dzieje, lepiej pasowałbym by tytuł "Okonie podczas zarazy", ale tak czy inaczej trochę w ostatnim czasie połowiłem.




Tak jak wcześniej wspominałem sesja na przełomie stycznia i lutego, praktycznie całkowicie wykluczyła mnie z łowienia, ale czas zainwestowany w naukę zaprocentował. Nie mając żadnych poprawek, mogłem skupić się potem na łowieniu. Problem w tym, że przez problemy zdrowotne, trudności sprawia mi przejście kilkuset metrów, ale nie poddawałem się, tylko po prostu to zaakceptowałem i pomyślałem co można zrobić, aby i tak coś połowić (szczególnie jest to kłopotliwe, łowiąc metodą spinningową z brzegu, gdzie często się przemieszczamy). Można powiedzieć, że przez to odkryłem wędkarstwo na nowo. Przede wszystkim, musiałem mocniej skupiać się na wytypowaniu odpowiednich miejscówek i będąc mniej mobilnym, przy złym wytypowaniu potencjalnych miejsc bytności ryb na konkretny dzień, mogłem krótko mówiąc nie połowić. Sam się zastanawiam, jak robię dosyć niezłe rezultaty, przy obecnym stanie zdrowia, który uniemożliwia mi można powiedzieć normalne funkcjonowanie, gdzie łowię myślę, na jakieś 30% swoich możliwości - głowy i myślenia mi jednak nic nie zabierze. Takie porównanie nie będzie najlepsze, ale niekiedy takie sytuacje widać np. u starszych piłkarzy, gdzie brakami motorycznymi, trzeba to nadrabiać ustawianiem się, a konkretniej boiskową inteligencją.

Paradoksalnie co innego ostatnio zaprzęta mi głowę. Bardziej męczy mnie to, że nie mogę opisywać mojego podwodnego świata, tak jakbym chciał i moje posty do końca mi się nie podobają. W skrócie czuję się ostatnio bardzo mocno szpiegowany. Co ciekawe chyba najbardziej przez osoby, które łowią tam gdzie ja i też opisują swoje wędkarskie przygody w internecie. Naszła mnie refleksja nad sensem tego, ponieważ zawsze bardzo lubiłem pokazywać swój wędkarski warsztat, opisywać swoje wyprawy i doradzać, a to robi jakby nie patrzeć trochę hamulec nad moim blogowaniem. Ostatnio wymyśliłem naprawdę ciekawe rzeczy, myślę że dosyć nietypowe, a nie mogę się nawet nimi pochwalić, bo był by to dla mnie strzał w kolano. Łowiono by tak na moich miejscówkach, a dodatkowo opisano to w internecie, na facobook'u czy jakimś blogu, robiąc z siebie przy tym wynalazce tematu. Niestety, ale są to uroki łowienia na Motławie. Nie jestem wstanie rywalizować z osobami, które posiadają sporo więcej czasu, a dodatkowo są zdrowi. Niektórzy też popadają w niezdrowo obsesję, która przestaje już być pasją. Ja nie chcę w czymś takim uczestniczyć. Sam jestem też nauczony myślę za młodego wędkarskiego savoir vivre i nie wpycham się ludziom na siłę, tam gdzie najczęściej łowią. Zresztą najwięcej satysfakcji zawsze dawało mi łowienie samemu i odkrywanie tego świata. Nie chcę też, tak jak niektórzy przerabiać zdjęć w fotoshopie, zakrywając jakieś szczegóły jak twarze kryminalistów. Oczywiście rozumiem takie osoby bo sam ostatnio dostałem po łapach, ale po prostu wolałbym wtedy nic chyba nie dodawać.

Myślę, że pewne rzeczy trzeba wypośrodkować i zamierzam zdradzać tyle, ile uznam za odpowiednie w danym czasie. Jakieś posty w stylu co u mnie słychać, zamierzam pisać zdradzając trochę mniej, ale postaram się nadrabiać to postami dotyczącymi czysto jakiegoś stylu łowienia, sprzętu, przynęt. Muszę zrobić porządek z tagami na blogu i wtedy te posty, bardziej techniczne, będą w zakładce "poradniki". Wisienką na torcie było to, że ktoś dosłownie ukradł mi zdjęcie płoci złowionej przeze mnie na spinning i chwalił się nim na facebooku na jakiejś grupie czy fanpejdżu. Na szczęście jedna z osób skojarzyła, że to moja ryba, a administrator to usunął w sumie zanim to do mnie doszło. Powiem szczerze, że bardziej mnie to rozbawiło, niż wkurzyło. Nie wiem, czy przy każdym hobby  ludzie tak wariują. Ja od jakiegoś czasu staram się odłączać od tego wszystkiego i po prostu nie śledzę poczynań innych. Nie interesuje mnie kto co łowi, jak i gdzie. Sam coraz częściej zerkam ku innej pasji z dzieciństwa i kto wie, czy kiedyś się na niej nie skupię, zarzucając wędkarstwo.

Wracając już do samego łowienia, na początku postanowiłem połowic sobie trochę poza miastem i odpocząć po sesji. Nie wiem do końca co się dzieję na tym łowisku z okoniem, ale sytuacja jest dramatyczna. Praktycznie od lipca nie złapałem tam żadnej ładnej sztuki 30 cm+. Prawdopodobnie po prostu kiedyś niezła populacja okonia została tam zjedzona.

Miałem nadzieję, że sytuacja zmieni się tego przedwiośnia, bo o tej porze roku praktycznie zawsze miałem tam niezłe efekty, więc trzeba było wejść w spodniobuty i poszukać ryb na dalszym dystansie, głównie drop shotem. Coś się udało złowić, ale sytuacja dalej nie była kolorowa, w każdym razie nie taka jakbym chciał żeby była.




Łowiłem głównie na Keitecha Sexy Impact, w kolorze green pumpkin, gdzie tak przynęta na tym łowisku była zawsze killerem.

Trzeba było wrócić na Motławę. Taktyka było podobna co w poprzednim poście, czyli musiałem trafnie sobie wyobrazić, gdzie mogę spodziewać się ryb, mając niewielką ilość czasu na łowienie. Zadanie było już prostsze, bo łowiąc w styczniu, miałem już jakiś ogląd sytuacji. Co ciekawe, przez zimę, której praktycznie nie było, okonie zajmowały bardziej letnie stanowiska, a ich aktywność oceniłbym jako bardziej jesienną. Tak nie pomyliłem się w tym wypadku - w podobnych miejscówkach okonie łowiłem latem. Nie były też aż tak zbite w zimowe stada i zajmowały po proste dyżurne miejsce z drobnicą gdzie miały wyżerkę. Oczywiście większość okoni próbowałem kusić gumowymi robalami z dna, ale zdarzało się, że ryby podnosiły się i można je było połowić wyżej na bardziej rybopodobne gumki. Niektórzy łowili też na twitching z sukcesami, ja jednak wolę o tej porze roku łowić tradycyjnie na gumki.




Łowiłem lekko, tak jak pozwalały na to warunki. Używałem standardowo przynęt wielkości 1,5-3", głownie imitacji robali. Osobiście wolę po prostu przynęty pozbawione pracy własnej, gdzie włącza się kwestia wyobraźni i odpowiedniego zaprezentowania przynęty. Dodatkowo moim zdaniem, nadając samemu pracę przynęcie, mamy więcej satysfakcji, jeżeli uda nam się przechytrzyć jakiegoś ciekawego okonia. Nie twierdzę, że jakieś riperry, kopytka czy twistery są gorsze, ale po prostu wolę łowić na przynęty, którymi samemu mogę nadać pracę lub kiedy uznam za stosowne nie będą wcale pracować. Z moich obserwacji wynika jednak, że na przynęty, których praca jest agresywniejsza, działają lepiej na łowiskach mniej przebłyszczonych. Analogicznie im większa presja na danym łowisku, czy też żerowanie ryb gorsze (np. podczas zimniejszych miesięcy), lepiej sprawdzały mi się przynęty o znikomej pracy, czy też jej pozbawione. Też nie lubię pisać czegoś w stylu, że okonie o tej porze roku jedzą głównie robale i nie można łowić na imitacje uklejki. Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się co taki pasiak sobie myśli, ale według mnie, gdy jest bardziej leniwy, prędzej zassie jakieś przydenne żyjątko, niż będzie gdzieś latał w toni za uklejką. Prawdopodobnie takie gumowe robale, przypominają mu na Motławie jakiś kryl, krabiki i inne podwodne stworzenia.

Sporo osób lubi łowić na Motławie na otwartej przestrzeni, rzucać jak najdalej pod brzeg albo wzdłuż brzegu. Ja natomiast wolę sobie wyobrazić gdzie gruby pasiak stoi i odpowiednio podać mu przynętę i ją zaprezentować, oczywiście odpowiednio wcześniej poznając miejscówki. Wiadomo im lżej tym lepiej (przynajmniej dla mnie), ale musimy się liczyć też z tym, że nie zawsze dorzucimy naszą przynęta. W takich sytuacjach, gdy musimy łowić trochę ciężej, a celujemy bardziej w strefy przydenne, proponuję łowić na czeburaszki z pływającymi gumami. Wtedy takie cykanie po dnie i zostawienie przynęty stawającej do pionu bywa najskuteczniejsze i wybacza błędy za szybkiego opadu. Druga opcja, to łowić lekko na większe gumki, co pozwala nam dalej zarzucić. Problem w tym, że nie zawsze okonie będą skłonne pochwycić większy kąsek. Tak czy inaczej staram się łowić jak najlżej to możliwe.

Jak zwykle spokojnie się rozkręcałem zaczynając od 30staków.


Potem dalej kombinując z przynętami, technikami było już tylko lepiej i trafiła się już sztuka 30 cm+.
Mimo, że ładych okoni jest na Motławie w tym okresie jak nigdy odkąd tam łowię, to łowisko jest dosyć mocno przebłyszczone. Poziom wody też przez mocne wiatry zachodnie, był mocno podwyższony, więc dostałem dodatkowe pole do kreacji w miejscówkach, w których wcześniej nie mogłem sobie pozwolić na takie łowienie.


W poprzednim tygodniu, wszystko zagrało tak jak powinno i trafiła się już ładniejsza ryba, 35 cm+.



W tym tygodniu trafił się kolejny przyzwoity pasiak. Niestety, ale wszystkich zdjęć z ładnymi rybami z ostatniego czasu nie wstawię, dlatego, że nie chcę zdradzać miejscówek.


Zobaczymy co dalej przyniesie czas. Najbardziej martwi mnie perspektywa dojazdu na łowisku w perspektywie wirusa, ponieważ korzystałem praktycznie tylko z komunikacji miejskiej, a jak wiemy jest to dosyć spore narażanie się. Życzę przede wszystkim w obecnej sytuacji zdrowia.


Serdeczności,
B.

6 komentarzy:

  1. Piękne ryby, gratuluję. Zdrówka życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowia!
    I ja nigdy nie zrozumiem głupoty i kurestwa ludzi, którzy np. kradną zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i również Tobie. Przyda się nam w tych czasach. ;)

      Usuń
  3. Nikt cię nie szpieguje, paradoksalnie podejrzewam że za bardzo nikogo nie interesujesz. Twierdzenie że jest się śledzonym to już początek czegoś poważnego i zastanów się czy nie potrzeba ci pomocy, bo to aż bije z twoich postów od pewnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szpiegowanie" należało by wziąć w cudzysłów. Zresztą to normalne, szczególnie kiedy wędkarstwo przeniosło się do internetu. Dlatego też większość wędkarzy nie dzieli się wiedzą, aby się im to nie odbiło, szczególnie gdy sporo ludzi wędkuje tam gdzie my. Co do pomocy to zapraszam, daj do siebie swój kontakt, to prześlę numer swojego konta.

      Usuń
  4. Bartek, ogień z rybami! Gratulacje.
    Co do fotek- ja nawet kilka swoich - blogowych w Rosji znalazłem na forach ;)
    Ech, zaraza jedna w powietrzu wisi i straszy- uważaj na siebie podczas dojazdu do miejscówek.

    OdpowiedzUsuń