Dosyć długo nic nie pisałem na swoim blogu wędkarskim. Nie użyłbym
słowa, że go zaniedbałem, a raczej skupiałem się na rzeczach
ważniejszych, takich jak na przykład sesja. W sumie patrząc na to, co
się teraz dzieje, lepiej pasowałbym by tytuł "Okonie podczas zarazy",
ale tak czy inaczej trochę w ostatnim czasie połowiłem.
Tak jak wcześniej wspominałem sesja na przełomie stycznia i
lutego, praktycznie całkowicie wykluczyła mnie z łowienia, ale czas
zainwestowany w naukę zaprocentował. Nie mając żadnych poprawek, mogłem
skupić się potem na łowieniu. Problem w tym, że przez problemy
zdrowotne, trudności sprawia mi przejście kilkuset metrów, ale nie
poddawałem się, tylko po prostu to zaakceptowałem i pomyślałem co można
zrobić, aby i tak coś połowić (szczególnie jest to kłopotliwe, łowiąc
metodą spinningową z brzegu, gdzie często się przemieszczamy). Można
powiedzieć, że przez to odkryłem wędkarstwo na nowo. Przede wszystkim,
musiałem mocniej skupiać się na wytypowaniu odpowiednich miejscówek i
będąc mniej mobilnym, przy złym wytypowaniu potencjalnych miejsc
bytności ryb na konkretny dzień, mogłem krótko mówiąc nie połowić. Sam
się zastanawiam, jak robię dosyć niezłe rezultaty, przy obecnym stanie
zdrowia, który uniemożliwia mi można powiedzieć normalne funkcjonowanie,
gdzie łowię myślę, na jakieś 30% swoich możliwości - głowy i myślenia
mi jednak nic nie zabierze. Takie porównanie nie będzie najlepsze, ale
niekiedy takie sytuacje widać np. u starszych piłkarzy, gdzie brakami
motorycznymi, trzeba to nadrabiać ustawianiem się, a konkretniej
boiskową inteligencją.
Paradoksalnie co innego ostatnio
zaprzęta mi głowę. Bardziej męczy mnie to, że nie mogę opisywać mojego
podwodnego świata, tak jakbym chciał i moje posty do końca mi się nie
podobają. W skrócie czuję się ostatnio bardzo mocno szpiegowany. Co
ciekawe chyba najbardziej przez osoby, które łowią tam gdzie ja i też
opisują swoje wędkarskie przygody w internecie. Naszła mnie refleksja
nad sensem tego, ponieważ zawsze bardzo lubiłem pokazywać swój wędkarski
warsztat, opisywać swoje wyprawy i doradzać, a to robi jakby nie
patrzeć trochę hamulec nad moim blogowaniem. Ostatnio wymyśliłem
naprawdę ciekawe rzeczy, myślę że dosyć nietypowe, a nie mogę się nawet
nimi pochwalić, bo był by to dla mnie strzał w kolano. Łowiono by tak na
moich miejscówkach, a dodatkowo opisano to w internecie, na facobook'u
czy jakimś blogu, robiąc z siebie przy tym wynalazce tematu. Niestety,
ale są to uroki łowienia na Motławie. Nie jestem wstanie rywalizować z
osobami, które posiadają sporo więcej czasu, a dodatkowo są zdrowi.
Niektórzy też popadają w niezdrowo obsesję, która przestaje już być
pasją. Ja nie chcę w czymś takim uczestniczyć. Sam jestem też nauczony
myślę za młodego wędkarskiego savoir vivre i nie wpycham się ludziom na
siłę, tam gdzie najczęściej łowią. Zresztą najwięcej satysfakcji zawsze
dawało mi łowienie samemu i odkrywanie tego świata. Nie chcę też, tak
jak niektórzy przerabiać zdjęć w fotoshopie, zakrywając jakieś szczegóły
jak twarze kryminalistów. Oczywiście rozumiem takie osoby bo sam
ostatnio dostałem po łapach, ale po prostu wolałbym wtedy nic chyba nie
dodawać.
Myślę, że pewne rzeczy trzeba wypośrodkować i
zamierzam zdradzać tyle, ile uznam za odpowiednie w danym czasie. Jakieś
posty w stylu co u mnie słychać, zamierzam pisać zdradzając trochę
mniej, ale postaram się nadrabiać to postami dotyczącymi czysto jakiegoś
stylu łowienia, sprzętu, przynęt. Muszę zrobić porządek z tagami na
blogu i wtedy te posty, bardziej techniczne, będą w zakładce
"poradniki". Wisienką na torcie było to, że ktoś dosłownie ukradł mi
zdjęcie płoci złowionej przeze mnie na spinning i chwalił się nim na
facebooku na jakiejś grupie czy fanpejdżu. Na szczęście jedna z osób
skojarzyła, że to moja ryba, a administrator to usunął w sumie zanim to
do mnie doszło. Powiem szczerze, że bardziej mnie to rozbawiło, niż
wkurzyło. Nie wiem, czy przy każdym hobby ludzie tak wariują. Ja od
jakiegoś czasu staram się odłączać od tego wszystkiego i po prostu nie
śledzę poczynań innych. Nie interesuje mnie kto co łowi, jak i gdzie.
Sam coraz częściej zerkam ku innej pasji z dzieciństwa i kto wie, czy
kiedyś się na niej nie skupię, zarzucając wędkarstwo.
Wracając
już do samego łowienia, na początku postanowiłem połowic sobie trochę
poza miastem i odpocząć po sesji. Nie wiem do końca co się dzieję na tym
łowisku z okoniem, ale sytuacja jest dramatyczna. Praktycznie od lipca
nie złapałem tam żadnej ładnej sztuki 30 cm+. Prawdopodobnie po prostu
kiedyś niezła populacja okonia została tam zjedzona.
Miałem
nadzieję, że sytuacja zmieni się tego przedwiośnia, bo o tej porze roku
praktycznie zawsze miałem tam niezłe efekty, więc trzeba było wejść w
spodniobuty i poszukać ryb na dalszym dystansie, głównie drop shotem.
Coś się udało złowić, ale sytuacja dalej nie była kolorowa, w każdym
razie nie taka jakbym chciał żeby była.
Łowiłem głównie na Keitecha Sexy Impact, w kolorze green pumpkin, gdzie tak przynęta na tym łowisku była zawsze killerem.
Trzeba
było wrócić na Motławę. Taktyka było podobna co w poprzednim poście,
czyli musiałem trafnie sobie wyobrazić, gdzie mogę spodziewać się ryb,
mając niewielką ilość czasu na łowienie. Zadanie było już prostsze, bo
łowiąc w styczniu, miałem już jakiś ogląd sytuacji. Co ciekawe, przez
zimę, której praktycznie nie było, okonie zajmowały bardziej letnie
stanowiska, a ich aktywność oceniłbym jako bardziej jesienną. Tak nie
pomyliłem się w tym wypadku - w podobnych miejscówkach okonie łowiłem
latem. Nie były też aż tak zbite w zimowe stada i zajmowały po proste
dyżurne miejsce z drobnicą gdzie miały wyżerkę. Oczywiście większość
okoni próbowałem kusić gumowymi robalami z dna, ale zdarzało się, że
ryby podnosiły się i można je było połowić wyżej na bardziej rybopodobne
gumki. Niektórzy łowili też na twitching z sukcesami, ja jednak wolę o
tej porze roku łowić tradycyjnie na gumki.
Łowiłem lekko, tak jak pozwalały na to warunki. Używałem standardowo
przynęt wielkości 1,5-3", głownie imitacji robali. Osobiście wolę po
prostu przynęty pozbawione pracy własnej, gdzie włącza się kwestia
wyobraźni i odpowiedniego zaprezentowania przynęty. Dodatkowo moim
zdaniem, nadając samemu pracę przynęcie, mamy więcej satysfakcji, jeżeli
uda nam się przechytrzyć jakiegoś ciekawego okonia. Nie twierdzę, że
jakieś riperry, kopytka czy twistery są gorsze, ale po prostu wolę łowić
na przynęty, którymi samemu mogę nadać pracę lub kiedy uznam za
stosowne nie będą wcale pracować. Z moich obserwacji wynika jednak, że
na przynęty, których praca jest agresywniejsza, działają lepiej na
łowiskach mniej przebłyszczonych. Analogicznie im większa presja na
danym łowisku, czy też żerowanie ryb gorsze (np. podczas zimniejszych
miesięcy), lepiej sprawdzały mi się przynęty o znikomej pracy, czy też
jej pozbawione. Też nie lubię pisać czegoś w stylu, że okonie o tej
porze roku jedzą głównie robale i nie można łowić na imitacje uklejki.
Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się co taki pasiak sobie myśli, ale
według mnie, gdy jest bardziej leniwy, prędzej zassie jakieś przydenne
żyjątko, niż będzie gdzieś latał w toni za uklejką. Prawdopodobnie takie
gumowe robale, przypominają mu na Motławie jakiś kryl, krabiki i inne
podwodne stworzenia.
Sporo osób lubi łowić na Motławie
na otwartej przestrzeni, rzucać jak najdalej pod brzeg albo wzdłuż
brzegu. Ja natomiast wolę sobie wyobrazić gdzie gruby pasiak stoi i
odpowiednio podać mu przynętę i ją zaprezentować, oczywiście odpowiednio
wcześniej poznając miejscówki. Wiadomo im lżej tym lepiej (przynajmniej
dla mnie), ale musimy się liczyć też z tym, że nie zawsze dorzucimy
naszą przynęta. W takich sytuacjach, gdy musimy łowić trochę ciężej, a
celujemy bardziej w strefy przydenne, proponuję łowić na czeburaszki z
pływającymi gumami. Wtedy takie cykanie po dnie i zostawienie przynęty
stawającej do pionu bywa najskuteczniejsze i wybacza błędy za szybkiego
opadu. Druga opcja, to łowić lekko na większe gumki, co pozwala nam
dalej zarzucić. Problem w tym, że nie zawsze okonie będą skłonne
pochwycić większy kąsek. Tak czy inaczej staram się łowić jak najlżej to
możliwe.
Jak zwykle spokojnie się rozkręcałem zaczynając od 30staków.
Potem dalej kombinując z przynętami, technikami było już tylko lepiej i trafiła się już sztuka 30 cm+.
Mimo,
że ładych okoni jest na Motławie w tym okresie jak nigdy odkąd tam
łowię, to łowisko jest dosyć mocno przebłyszczone. Poziom wody też przez
mocne wiatry zachodnie, był mocno podwyższony, więc dostałem dodatkowe
pole do kreacji w miejscówkach, w których wcześniej nie mogłem sobie
pozwolić na takie łowienie.
W poprzednim tygodniu, wszystko zagrało tak jak powinno i trafiła się już ładniejsza ryba, 35 cm+.
W tym tygodniu trafił się kolejny przyzwoity pasiak. Niestety, ale
wszystkich zdjęć z ładnymi rybami z ostatniego czasu nie wstawię,
dlatego, że nie chcę zdradzać miejscówek.
Zobaczymy co dalej przyniesie czas. Najbardziej
martwi mnie perspektywa dojazdu na łowisku w perspektywie wirusa,
ponieważ korzystałem praktycznie tylko z komunikacji miejskiej, a jak
wiemy jest to dosyć spore narażanie się. Życzę przede wszystkim w
obecnej sytuacji zdrowia.
Serdeczności,
B.
Piękne ryby, gratuluję. Zdrówka życzę :)
OdpowiedzUsuńZdrowia!
OdpowiedzUsuńI ja nigdy nie zrozumiem głupoty i kurestwa ludzi, którzy np. kradną zdjęcia...
Dziękuję bardzo i również Tobie. Przyda się nam w tych czasach. ;)
UsuńNikt cię nie szpieguje, paradoksalnie podejrzewam że za bardzo nikogo nie interesujesz. Twierdzenie że jest się śledzonym to już początek czegoś poważnego i zastanów się czy nie potrzeba ci pomocy, bo to aż bije z twoich postów od pewnego czasu.
OdpowiedzUsuń"Szpiegowanie" należało by wziąć w cudzysłów. Zresztą to normalne, szczególnie kiedy wędkarstwo przeniosło się do internetu. Dlatego też większość wędkarzy nie dzieli się wiedzą, aby się im to nie odbiło, szczególnie gdy sporo ludzi wędkuje tam gdzie my. Co do pomocy to zapraszam, daj do siebie swój kontakt, to prześlę numer swojego konta.
UsuńBartek, ogień z rybami! Gratulacje.
OdpowiedzUsuńCo do fotek- ja nawet kilka swoich - blogowych w Rosji znalazłem na forach ;)
Ech, zaraza jedna w powietrzu wisi i straszy- uważaj na siebie podczas dojazdu do miejscówek.