Nas Polaków, jak i cały świat nawiedziła epidemia. Niestety wszystkich z
nas to dotyka, mniej lub bardziej. Dla wielu wędkarstwo jest nałogiem i
oprócz opowiedzenia o tym, co ostatnio udało się złapać, kilka słów na
temat wirusa w koronie.
Z uwagi na to, że nie posiadam samochodu, a na łowisku
dojeżdżam praktycznie tylko komunikacją miejską, dosyć mocno mnie to
ograniczało. Przez ostatnie dwa tygodnie udało mi się dojechać
korzystając z podwózki na Motławę dwa razy i to jeszcze przed nowymi
zakazami od strony rządu. Łowiłem bardzo krótko, ale i tak udało mi się
coś złapać. Za pierwszym razem dwa przyzwoite okonie. Tamtego dnia
żerowanie ryb było słabe i łowiłem na bardzo lekkie, malutkie przynęty,
ciągle kombinując.
Podczas drugiego wypadu, postanowiłem się już bardziej
poprzemieszczać i poszukać ryb. Gdy pierwsze miejsce nie wypaliło
wybrałem się na drugie i tutaj postanowiłem łowić już grubiej. Sięgnąłem
pierwszy w tym sezonie za twitching i praktycznie od razu pojawił się
ciekawy efekt, w okolicy 35 cm.
Już ciekawsza rybka i uśmiech zagościł na twarzy, szczególnie gdy się wędkuje kilka godzin w przeciągu dwóch tygodni.
Praktycznie wszyscy wędkarze na Motławie łowią teraz tylko na twiching.
Ja osobiście uważam to za skuteczną technikę, szczególnie w cieplejszych
porach roku, jednakże jak wiadomo teraz przez brak zimy, okonie są
bardziej aktywne. Większość wędkarzy używa Basar od Lucky Johna, a ja,
że lubię się z czymś wyróżnić i pokombinować, trochę je poprzerabiam.
Pomimo okresu kwarantanny i tak mam sporo roboty, nawet więcej niż przy
normalnym trybie życia, jednak mam nadzieję, że znajdę trochę czasu na
tunning. Mam też sporo pomysłów na własne przynęty, ale muszę jeszcze
pozyskać odpowiednie materiały. Gdy zaczynamy od początku z nowym typem
przynęt, trochę trzeba na to odłożyć, a przy obecnym kryzysie niestety
trzeba oszczędzać. Podsumowując pomysłów w głowie sporo na zaskakiwanie
miejskich garbusów, niektóre już w tym sezonie testowane, więc mam
nadzieję, że czas i fundusze pozwolą wszystko w miarę dopracować.
Na koniec pomówmy trochę o koronawirusie i tego jak dotyka
wędkarstwo. Tak jak wspominałem, ja mam problem z tym, że nie mam nawet
jak za bardzo na te łowisko dojechać, aby czuć się względnie
bezpiecznie. Do komunikacji miejskiej nie jestem przekonany i wymiękłem.
Mogłem się może jakoś lepiej zabezpieczyć i próbować, ale odpuściłem.
Nawet nie chodzi o to, że sam zachoruję, ale najbardziej obawiam się, że
przeze mnie zarazi się jakaś bliska mi osoba. Na szczęście w tym
przypadku mieszkam sam, tak więc w jakimś stopniu mniej narażam
najbliższych, ale jak wiadomo temat jest bardzo zaraźliwy. Ogólnie
przepisy nie są dosyć jasne, więc to raczej kwestia każdego z nas jak do
tego podejdziemy. Według mnie optymalnym rozwiązaniem
byłoby wyjechanie gdzieś samotnie za miasto.
Zdrowia przede wszystkim Wam życzę.
Serdeczości,
B.
Ciekawy wpis, dużo przydatnych informacji. Ciekawy blog
OdpowiedzUsuń