Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

wtorek, 7 lipca 2020

Odpoczynek w majowy weekend z feederem w tle.

Na moich studiach ledwie co skończyła się sesja, tak więc dopiero teraz znalazłem chwilę, aby wspomnieć o jednym z moich feederowych wypadów późniejszej wiosny. Nietypowa jak na mnie metoda, ale postanowiłem skorzystać z zaproszenia znajomego.





Był to wypad w stylu wędkarskiej nocki i wypiciu kilku piw, czyli typowy chillout bez sportowego zacięcia. Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem za bardzo rozwinięty technicznie jeżeli chodzi o wędkarstwo feederowe i dla wielu mój styl łowienia będzie się kojarzył z tym, że zatrzymałem się w tej dziedzinie 15 lat wstecz. Czasami obejrzę sobie jakiś filmik na youtube, gdzie osoby rozwinięte w tej metodzie używają elementów zestawów, których ja nigdy nie stosowałem - np. łowienia na skrętkę, gdzie moje rurki antysplątaniowe wydadzą się bardzo archaiczne.


Jednak odgałęzienia wędkarstwa gruntowego w stylu method feeder, niezbyt mnie przekonują, ponieważ wolę stawiać na przynęty naturalne, jak np. robaki czy kukurydze, a zrobione ludzką ręką jak pellet czy kukurydza. Paradoksalnie w spinningu dążymy do jak najwierniejszej imitacji robactwa, a tutaj ludzie idą w stronę czegoś co bardziej przyciąga kolorowymi opakowaniami w sklepie wędkarskim, niż rośnie na polu, czy też po nim chodzi. Druga sprawa, że przy klasycznym feederze przypon jest dużo dłuższy i moim zdaniem optymalniejszy dla ostrożnych ryb. Dlatego moje zestawy były bardzo klasyczne, zwykła rurka antysplątaniowa, gumowy stoper, krętlik, przypon 0,16 i hak #2, gdzie mogłem pomieścić całą sporą rosówkę. Zanęta też zwykła firmowa, bez udziwnień, gdzie dosypałem po prostu troszkę kukurydzy z puszki konserwowej.




Tej nocy brań było sporo, jednak większość z nich była niezacięta. Łowiąc na rosówki miałem nadzieję na jakiegoś lina czy węgorza. Nad ranem za ciemnego i gdy już było jasno złowiłem po jednym karasiu srebrzystym. Rybek nie mierzyłem, ale na moje oko miały między 45-50 cm, czyli już chyba spore jak na ten gatunek.










Podsumowując feeder to ciekawa odskocznia i odpoczynek, jednak jak dla mnie nie jest to metoda, która miałaby zostać tą przewodnią. Jednak czasem miło popatrzeć na wyginające się szczytówki. Szczególnie w miłych okolicznościach przyrody.


Serdeczności,
B.











2 komentarze: