Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

piątek, 20 marca 2015

Pierwsze nieśmiałe kontakty w marcu.

Dzisiaj postanowiłem po południu wybrać się na jakoś pomijany przeze mnie, piaszczysty fragment wybrzeża Zatoki Gdańskiej.

Po południu zrobiło się pochmurnie i wiał dość mocny boczny, zachodni wiatr. Spotkani wędkarzy bez kontaktu, z czego część ze zrezygnowaniem udała się do aut. Wszedłem do wody w miejscu, z którego akurat wyszli inni wędkarze. Ucieszyłem się, bo nie lubię łowić w tłoku..

Łowiło się dość trudno, ciągle walcząc z wiatrem dlatego postanowiłem założyć, starą wysłużoną błyskę pilkero podobną z której niemal całkowicie zlazła już farba. W opadzie pracowała ona jak kamień, dlatego postanowiłem prowadzić ją po samym dnie, bardzo krótkimi skokami, przy jednym a nawet połowie obrotu korki, przeplatanych dość agresywnym startem z dna. Praktycznie tak, jak nieraz łowi się sandacze na gumę.

Po jakiejś godzinkę z zamyślenia wyrwało mnie walnięcie tuż pod nogami. Niestety nie udało się skutecznie zaciąć ryby. Zmieniłem kotwicę na inną.. Po jakiejś pół godzinie znowu strzał, a raczej powolne zgięcie szczytówki.. Dosłownie w momencie poderwania błystki z dna. Wszystko było widać jak na tacy.. Wędkę trzymałem niemal w pionie. Ryba udało się poholować z dobre 2 minuty. Niestety spadła. Po mojej donośnej kurwie i gdy wyszedłem zapalić papierosa na brzeg, niestety mili koledzy po kiju szybko zajęli moją miejscówkę, a jak mówiłem nie lubię rzucać w tłumie.

Cóż, widać że ryby zaczęły ładnie współpracować. Wgl dziwny ze mnie wędkarz, mam brania wtedy gdy inni nic, a nie łowię nic jak inni łowią. Może dlatego, że nie cierpię jednostajnie, monotonnie prowadzić swojego wabika ? ; ) W sumie, mimo moich ostatnich porażek cieszy mnie to, że obrane taktyki zaczęły się sprawdzać i nie łowię przypadkowych ryb.

Jak zaczęło się ściemniać, podreptałem w kierunku samochodu z nieopadniętą do końca adrenaliną.
Powtarzając sobie w myślach wędkarskie porzekadło, że największe ryby to te które wybrały wolność. To była jedna z nielicznych moich ryb, która nawet mi się nie pokazała..


2 komentarze:

  1. Nie pozostaje nic innego, jak potraktować to jako moment przełomowy i przekuć na sukces przy kolejnej wizycie : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze nieśmiałe kontakty..... :)
    Moim zdaniem już wpadłeś ! ;)

    OdpowiedzUsuń