Od kilku lat, jak zacząłem więcej czasu poświęcać wędkarstwu, a co za tym idzie zaglądać do internetu, zderzyłem się z rzeczywistością, która była mi obca. W momencie gdy ktoś wstawiał na fora zdjęcia ryb, które mogły sugerować, że rybom nie została zwrócona wolność, nazywany był z automatu mięsiarzem etc. Wędkarstwa, jak już wcześniej wspominałem, uczyłem się na Pojezierzu Brodnickim, gdzie mój wujek mieszkający na wsi, na rybach był po prostu codziennie. Chyba największy autorytet w łowieniu linów jakiego miałem okazję w życiu spotkać - niestety już teraz świętej pamięci. Na takiej przeciętnej polskiej wsi, wędkarze nie uprawiali wędkarstwa sportowego, a łowili ryby po prostu jako sposób pozyskiwania mięsa, używając taniego asortymentu. Nie wklejali do internetu zdjęć (bo go wgl nie używali), czasami w ręce wpadła im jakaś gazeta. Wręcz kryli przed innymi swoje łowiska, wyniki, dzieląc się wiedzą tylko z nielicznymi. Krótko można to skwitować słowami, że prawdziwy facet - wędkarz, powinien wiedzieć co zachować dla siebie, a czym się pochwalić.
Oczywiście tych ludzi otaczała aura wielkiej pasji, ale ryby się tam po prostu jadło. Chodziło się na nie jak na grzyby czy jagody do lasu, z wklejoną w to miłością do tego wspaniałego hobby i do przyrody. Ludzie tam mieszkający nie byli ludźmi, którzy mogli sobie pozwolić, żeby iść w niedziele do restauracji i mówiąc krótko byli po prostu biedni. Świeży ryby, ze zdrowych wód były czymś wspaniałym, pewnymi skarbami, które natura daje w prezencie. Dla mnie też było czymś ekstra, spróbowanie lina w śmietanie jako mieszczuch, który przyjeżdżał tam za dzieciaka na wakacje. Każdy może mi mówić co uważa, ale dla mnie to o czym teraz piszę jest prawdziwym wędkarstwem. Od takich ludzi się wywodzi. Nie od testerów na super łódkach w Skandynawii, nie wędkarzy uprawiających teraz modny street fishing w "teamowych" koszulkach.
Być może wędkarstwo, te prawdziwe w moim mniemaniu, jest mocno zakorzenione z czasami Polski Ludowej, a wchodząca gospodarka wolno rynkowa wiele rzeczy pozmieniała. Przede wszystkich gdy na rynku pojawiło się sporo wędkarskiego asortymentu, trzeba było zrobić do tego odpowiednie akcje marketingowe. Jak myślicie, kto będzie lepszym lepszym targetem dla producentów sprzętu ? Janusz z polskiej wsi na mazurach jedzący ryby, czy człowiek internetu żyjący zasadą złów i wypuść ? Oczywiście ten drugi. Warto pomyśleć o tym, że ta druga grupa wędkarzy może sobie pozwolić na to, aby ryby wypuszczać, pomijając nie tyle względy samej filozofii w wędkarstwie, a czyste względy ekonomiczne rodziny. Stąd dużo lepiej na sponsorowanych okładkach w gazetach i reklamach w internecie pokazywać fotografie ładnie ubranych wędkarzy z rybami przeznaczonymi do wypuszczenia. Drugą ważną kwestią, dla której wypuszczanie ryb będzie na rękę dla wędkarskich koncernów jest to, że ryby będą po prostu pokłute, a co za tym idzie bardziej chimeryczne i ostrożne, co napędza coraz to nowsze zaplecze sprzętowe. Zaryzykuję stwierdzenie, że chyba nawet bardziej niż zwiększenie ogólnej populacji ryb. Najbardziej śmieszą mnie znane persony z naszego światka wędkarskiego. Jakiś czas temu, w mediach widok dużej, uśmierconej ryby przeznaczonej do konsumpcji był czymś normalnym. Nawet najbardziej znani wędkarze, po prostu ryby zabierali do domu - nawet największe okazy. Włączcie sobie jakiś starszy program wędkarski, albo książkę z tych czasów. Nawet kiedyś zawody wędkarskie nie były organizowane na żywej rybie! Potem trzeba było zmienić całkowicie front i pokazywać jakim to się nie jest miłośnikiem przyrody. Śmieszy mnie to, że kiedyś postępowali tak, a nie inaczej, a potem zwracają uwagę i edukują innych. I nawet gdyby było to spowodowane nagłym olśnieniem, że sami przyczyniają się do wzrostu wędkarskich pustyń w Polsce, to niesmacznym jest ocenianie innych w ten sposób, gdy wczoraj robiło się co innego. Gdyby taki szanowny Pan redaktor przyznał się do błędu publicznie i powiedział, że sam robił tak, a nie inaczej, ale że obecny rybostan jest tragiczny i wskazanym jest to zmienić.. Ale nie, trzeba wytykać innych palcami, bo czasy się zmieniły i trzeba być dalej na topie.
Dlaczego o tym teraz piszę ? Może dlatego, że jak wstawiłem zdjęcie dwóch okoni leżących koło siebie na lodzie, spadła na mnie fala krytyki ? Trudno powiedzieć, chociaż o tym co teraz pisze długo już myślałem i może podświadomie sprowokowałem takową sytuację. Wstawiłem zdjęcie i poszło. "Dobrze, że inne Ci spadły, bo będą dalej żyły", "cztery lata na forum nic Ciebie nie nauczyły ?". Zdałem sobie sprawę, że po prostu nie pasuję do takiego środowiska. Dla mnie tacy ludzie są skrajnie fanatyczni, a mówiąc po mojemu są chorzy. Jest to dla mnie patologia - co w języku naukowym oznacza jakieś zaburzenie od normalnego stanu rzeczy. Fanatyzm, ten skrajny, w którąkolwiek ze stron będzie dla mnie niedobry. Ale chyba większą odrazę wzbudza u mnie fanatyzm c&r, niż zabieranie wszystkich złowionych ryb - bardziej rozumiem po prostu człowieka, który potrzebuję białka, niż tego, który chcę przynależeć do elitarnej społeczności. Żeby uprecyzować, najbardziej irytują mnie internetowi modnisie, którzy szpanują przynależnością do internetowej, jakże czystej ideologii c&r. Atakują ludzi zabierających ryby, będąc ofiarami internetowego trendu, chcąc przy tym jak najbardziej zaznaczyć przynależność do elitarnej społeczności. Bardzo rozśmieszył mnie argument, że nie tyle chodzi im o to, że zabrałem dwa okonie, a to, że złamałem regulamin forum na, którym jestem od czterech lat i nic się od tego czasu nie nauczyłem! Właśnie najbardziej nie lubię takich jednostek działających w sposób charakterystyczny dla jakiejś społeczności, która jest dla nich niemal święta, a nie sugerujących się własnym sumieniem. Nie wiem tylko na ile Ci ludzie weryfikują co robią, a na ile są bezmyślnymi jednostkami. Jest to dla mnie na tyle abstrakcyjne, w negatywnym słowa znaczeniu, że trudno mi to już dogłębniej analizować. Warto wspomnieć jeszcze o ich podpisach pod zdjęciami, dodawanieu super filtrów przy obróbce i pokazywaniu, że łowiło się shimano stellą i wędką z pracowni, tym bardziej pokazując z jakim czystym szpanerstwem mamy do czynienia. Oczywiście nie chcę teraz wrzucać wszystkich do jednego wora, ponieważ w Polsce są też wędkarze posługującym się sprzętem z górnej półki i mających swój własny kodeks, ale często idzie to w parze z tym o czym wspomniałem.
Oprócz grupy osób, o której pisałem przed chwilą warto opowiedzieć trochę o innych wariacjach. Myślicie, że ludzie, którzy zwracają komuś uwagę, że się nie wypuściło ryby, robią to dla ogólnego dbania o ekosystem i przyrodę? Gówno prawda. W większości przejawia przez nich egocentryzm, że nie będą mieli okazji złowić już tej ryby, którą ktoś zabrał. Nie piszę już o ludziach, którzy robią to dlatego, żeby po prostu hejtować, z zazdrości, bo im samym nie idzie. Tak czy inaczej jest to dla mnie dużo bardziej zrozumiałe, bo Ci ludzie pokazują cechy społeczeństwa w dzisiejszych czasach (oczywiście te negatywne, ale przy tym jakby nie patrzeć naturalne). I właśnie ten cały internetowy trent, lansowany przez środki masowego przekazu, a do tego internet, który zapewnia w jakimś stopniu anonimowość, daje im dobre pole do popisu. Ale w odróżnieniu od modnisiów, takich ludzi rozumiem, bo każdy czasami potrzebuje jakiegoś ulotnienia problemów dnia codziennego.
Oczywiście, oprócz grup, które opisywałem, są prawdziwi wędkarze, którzy po prostu robią swoje, nie krytykując przy tym innych i tyle. Takich ludzi cenie najbardziej, tych którzy maja swój prywatny kodeks i nim się kierują w życiu. A jeżeli komuś naprawdę zależy na dobru ryb i podwodnego świata, cóż... jednostki, które w mądry sposób będą się tym zajmować na pewno się przydadzą.
Podsumowując mój tekst, uważam, że nigdy nie będziemy przyjaciółmi ryb, bo całe wędkarstwo samo w sobie nie jest etyczne. Jesteśmy tylko inteligentniejszymi ssakami, które sprawiają ból zwierzakom, wyciągając je z ich naturalnego środowiska, po to żeby zrobić im zdjęcie i pochwalić się kolegom jakimi to nie jesteśmy specjalistami w fachu. Mało wędkarzy potrafi na to spojrzeć z boku, ale dla człowieka niezwiązanego z nasza pasją, sprawianie bólu zwierzakom, nie po to aby pozyskać mięso jest czymś mocno niemoralnym. Nikt w takiej Afryce nie łowi ryb dla sportu. Ludzie biedniejsi, po prostu robią to żeby mieli co jeść.
Żeby nie było, sam nie jestem święty. Większość ryb wypuszczam, czasami zabieram. Jestem za tym, żeby wypuszczać ryby małe i okazy, a zabierać te średnie. Pisałem ten tekst, żeby po prostu pokazać ludziom, żeby nie dali się zwariować, a przy tym pokazać część siebie.
Serdeczności
B.