Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

środa, 15 lutego 2017

Marne pocieszenie.. w magiczne pół godziny.. - podlodowe okonie.

W wędkarstwie raz rozpamiętujemy piękne chwile, a raz podłe. Najgorzej bolą chyba te, kiedy naprawdę się staramy, a dostajemy po czterech literach. Czuję się trochę jak Krychowiak, który niby wygrał mecz 4-0 z wielką Barceloną, a obejrzał go z trybun, bo nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych.

Marne pocieszenie.. myślę, że to trafny tytuł. Miałem ostatnio problem z mormyszkami; były łowne, fajnie zrobione, ale miały bardzo słabe haki.. po prostu się rozginały. Dlatego, zamówiłem mormyszki u pewnego jegomościa, na mocniejszych hakach. No i dostałem, coś o bardzo dziwnym kącie lutu.. "zawodowe" usłyszałem.. "tak ma być" rękodzielnik zapewniał. Zanim pojechałem, już domniemywałem, że coś jest nie tak. W między czasie, miałem otrzymać przesyłkę, od bardzo miłego kolegi po bloggerskim fachu, ale niestety nie doszły. Okazało się, ze listonosz nie donosił tego dnia przesyłek na moją ulice.. "redukcje etatów" znowu policzek, tym razem na poczcie. A w środę czyli dzisiaj, wiedziałem, że będą gryzły. Potrzebowałem tych cudeniek. Doszły dopiero teraz, jak wróciłem z ryb. Zajebiście.. Dzięki wielki poczta oddział niedźwiednik.





Rano zaspałem, wpadłem na pomysł żeby jeszcze podjechać na pocztę, żeby odebrać list przed listonoszem, ale byłem nieogarnięty. Tak bardzo, że zapomniałem wędek i w połowie drogi o tym sobie przypomniałem (musiałem wracać dobre 20 kilometrów). Miałem tego dnia trzy papierosy - jeden już poszedł.



Dojeżdżając na miejsce około dwunastej wiedziałem, że będą gryzły. Na spadku, o tej godzinie zawsze tam są. Trafiłem w magiczne pół godziny. Pierwszy strzał okoń 32cm. (tym razem je mierzyłem. Napiszę potem dlaczego). Potem drugi strzał, 40stak spada przy przeręblu. Odpalam drugiego papierosa. Potem znowu strzał, drugi byk mi spada - pale trzeciego, ostatniego papierosa. Łowię dalej, marne pocieszenie - oks 33cm. Marne pocieszenie. Potem ciach prask, koniec zabawy. Znajomy wędkarz, który właśnie przyszedł do końca dnia nie złowił nic.



Wrzuciłem kulkę zanęty, zmieniłem mormyszkę na płotki i kilka dołowiłem. Nie miałem papierosów, więc pojechałem do domu.

Mormyszki zawodnicze.. świetna sprawa. Wkurzony piszę na fb, że to lipa. Każda mormyszka zlutowana pod innym kątem. "Na zawodach takie leszcze po 1,8 kilo nawet wyciągałem". Doszedłem do wniosku, że jakbym jutro kupił sobie lutownice, to bym samemu to lepiej zlutował. No na pewno nie gorzej.. Jeszcze kupę kasy na to wydałem..Może też otworzę sprzedaż ? ; )

Dzisiaj rybki okazjonalnie zabrałem dla teściowej na spóźnione walentynki (dlatego miałem okazję je zmierzyć). Normalnie nie zabieram ze sobą na ryby miarki. Po prostu tak mam, nie należę do wędkarzy, którzy lubią się chwalić cyframi. Wolę wspomnieniami..



Szkoda, że taka duża odwilż przyszła. Nie wiem czy jeszcze wyruszę. Lód tak średnio mi się tam podoba. Chociaż jak się wkurzę to wlezę tam ze styropianem na tyłku i w nartach.

Serdeczności
B.

1 komentarz:

  1. Teściowa i Walentynki ! Szalone połączenie :), ale rybki bardzo fajne !

    OdpowiedzUsuń