Zima jest w tym roku dziwna, co odpuści to znowu uderzy, a co za tym idzie, wędkarz często nie ma co ze sobą zrobić, a ryby nie zawsze chcą współpracować. Przygotowałem dlatego mały poradnik na swoim blogu wędkarskim, o łowieniu na mikroskopijne przynęty, co często zapewni nam zabawę w nawet bezrybny dzień i to wszystkich gatunków, w które "zasobne" są nasze wody.
Moja przygoda z łowieniem białorybu metodą spinningową zaczęła się szczerze powiedziawszy nieco z przypadku, gdy odpuszczając okonie przystępujące do tarła, szukałem jakiejś wczesnowiosennej alternatywy.
W dzisiejszym wędkarstwie, sygnowanym tzw. ultralightem, łowienie ryb spokojnego żeru nie jest już niczym niezwykłym, jednak łupem wędkarzy lubujących się w takim łowieniu padają głównie wzdręgi. Są to ryby w swojej "lidze" agresywne, gdzie po odpowiednim ich zlokalizowaniu, możemy je w dobry dzień żerowania wdzięcznie połowić . Ja jednak nie lubię przechodzić przetartych już szlaków, więc postanowiłem swój ostatni sezon poświęcić rybom mniej kojarzonym ze spinningiem i na okolicznych łowiskach tropiłem płocie, leszcze oraz najpiękniejsze polskie ryby, czyli liny.
Sprzęt i przynęty
Zazwyczaj nie zaczynam swoich wywodów od opisywania sprzętu dedykowanemu jakiemuś konkretnemu zagadnieniu, ale w tej metodzie margines kompromisu jest niestety niewielki. Po prostu łowiąc na mikro przynęty, których masa w moim przypadku nie przekracza grama, musimy już posiadać specjalistyczną wędkę, która pozwoli nam uzyskiwać pożądane odległości. Oczywiście i tak nie będą one imponujące, ale musimy walczyć o każdy metr odległości, co może nas przybliżyć do sukcesu. Osobiście uważam, że najlepsze będą wędki o akcji zwanej potocznie "krowim ogonem", które pozwolą nam załadować nawet tak niewielką przynętę przy wyrzucie. Sam za taki kijek zapłaciłem dość niewiele, ale ciekawą alternatywą dla osób z głębszym portfelem może być spinning zbudowany na blanku muchowym, u któregoś z naszych zdolnych polskich rodbuilder'ów.
Wędzisko Quantum Felchen Centex + Daiwa Ninja 2000. |
Nie polecam od siebie kołowrotków najmniejszych, ponieważ mała średnica szpuli niestety będzie nasze rzuty skracać. Warto, więc będąc w sklepie mieć to na uwadze i z kołowrotków niewielkich, wybrać ten z najszerszą szpulą, żeby linka mogła się z niej swobodnie zsuwać. Co do tej ostatniej, sam używam dwóch konfiguracji. Pierwszą z nich jest cienka plecionka 0,03- 0,04, do której dowiązuję przypon z żyłki 0,12-0,16. Większość wędkarzy używa fluorocarbonu, jednakże ma on według mnie jedną niepożądaną cechę w tej metodzie - szybciej od żyłki tonie, a właśnie jak najwolniejszy opad przynęty, ma często kluczowe znaczenie. Ciekawostką jest to, że niekiedy stosując przypon grubszy (0,16), miałem więcej brań, bo jeszcze go dodatkowo zwalniałem. Dodatkowo, z autopsji wiem, że żyłka jest monofilem o większej mocy od fluorocarbonu, co przy dużych przedstawicielach białorybu jest cechą pożądaną. Bardziej rozciągliwy materiał, dowiązany do plecionki działa też jak amortyzator, co rzutuje na większą ilość udanych holi. Drugą konfiguracją jest stosowanie żyłki na całym odcinku (0,12-0,14), gdzie częściej wybieram średnicę większą, bo łowiąc często wśród zaczepów nie chcę kolczykować ryb. Niektórzy wędkarze stosują też nanofil, ja jednak nie mam zaufania do tego materiału, szczególnie pod względem wytrzymałości.
Co do przynęt, mam tutaj dobrą wiadomość dla tych, którzy lubią wieczorami usiąść i coś ukręcić. Oszczędza to nasz portfel i daję nieopisaną satysfakcję, jeżeli uda nam się skusić do brania jakąś rybę, na własnoręcznie wykonaną przynętę. Używam mikro jigów przypominających muchowe nimfy na wolframowych koralikach, czyli imitacje różnego rodzaju przydennych żyjątek, takich jak chruściki, widelnice, jak i też imitację ochotek. Najlepiej sprawdzają mi się kolory ciemne, gdzie królują odcienie brązu. Oprócz wabików z materiałów muchowych, warto też wyposażyć się w malutkie imitację gumowe, do których wykonuję główki również z wolframu. Oba rodzaje tych przynęt osadzone są na hakach kiełżowych nr. 10-12. Co do koralików, używam praktycznie wyłącznie dwóch kolorów; złotego oraz brązowego, a ich średnica to najczęściej 3,5-4,0 mm. Trzeba sobie zdać sprawę, że tak małe mikro jigi, potrzebują naprawdę niewiele obciążenia, żeby tonąć jak kamień. Im przynętą lżejsza tym lepiej, a ten rozmiar jest kompromisem, który pozwoli nam jeszcze rzucić. Na bardziej ciekawskie ryby takie jak wzdręgi, można pokusić się o mniej stonowana kolorystykę, jednak przy innych rybach proponuję zdecydowanie postawić na kolory naturalne. Przy krasnopiórach możemy też zastosować trochę większe przynęty, a co za tym idzie obciążenie.
Podejście ryb
Gdy chcemy podejść ryby z brzegu bez użycia środka pływającego, stajemy przed pierwszym wyzwaniem, jakim jest niewielki zasięg rzutu mikro jigami. Większe jeziora, w których interesujące nas ryby oddalone są od linii brzegowej, proponowałbym odpuścić, a skupiłbym się na tych bardziej kameralnych zbiornikach, czy też rzekach bądź kanałach. Dla wielu z nas wyciągniecie takich miejsc z pamięci nie będzie problemem, bo chodząc ze spinningiem za drapieżnikami, nie raz widywaliśmy panów siedzących z batem. Wskazanym jest, więc nawet z nieudanych wypadów wyciągać jak najwięcej obserwacji, jak i zasięgać informacji od miejscowych wędkarzy! Miejskie kanały, w których blisko brzegu mamy często już większą głębokość będą bankówkami, gdy chcemy dobrać się do większych płoci czy leszczy. Dodatkowo takie cieki z wolnym uciągiem, są świetnymi wiosennymi łowiskami, w których ryby migrują. Ciekawe będą też niewielkie rzeczki, gdzie będziemy mogli przerzucić nawet ich połowę, a ponadto możemy wykorzystać nurt do dłuższej prezentacji przynęty, puszczając ją chociażby w dół i turlając po dnie. Królestwo karasia i lina raczej jest charakterystyczne dla wszystkich amatorów naszej pięknej pasji. Te ryby w pierwszych cieplejszych promieniach wiosennego słońca, często wygrzewają się przy powierzchni, tak więc warto nieraz przejść się na spacer bez wędki. Mój kolega, który jest łowcą linów pod rekord Polski, często powtarzał mi, że spławiający się lin nie żeruję i przyznam się szczerze, że coś w tym jest. Warto za to poszukać śladów jego żerowania, czyli charakterystycznych placków bąbli, co też tyczy się oczywiście również innych gatunków ryb. Wdzięcznymi łowiskami, a przy tym bardzo niepozornymi, są małe miejskie stawy, które akurat w moim mieście pełnią rolę zbiorników retencyjnych. U mnie są one przepływowe, co dobrze wpływa na bytowanie ryb. Złowiłem tam swojego największego lina i sporo pięknych płoci. Polecam takie miejskie łowienie dla osób, które mają niewiele czasu, bo z taką delikatną wędeczką i niewielkim pudełkiem, możemy po pracy, czy uczelni miło spędzić czas. Co do środków pływających, to dają nam one dużo więcej możliwości, a ja sam myślę nad zakupem belly boata, który idealnie by się wpasował w takie ultralightowe łowienie. Warto też przed wypadem na ryby sprawdzić pogodę i wytypować łowisko, w którym będziemy najczęściej rzucać z wiatrem, aby wydłużyć nasze rzuty. Na koniec dodam, że rzekomo łowienie białorybu na spinning udaje się tylko wiosną, to moim zdaniem brednie - niestety z takimi opiniami spotkałem się nawet w prasie. "Białe" ryby łowiłem również z powodzeniem w środku lata, w tym liny jak i płocie. Jesienią nastawiałem się już na inne ryby, ale myślę, że w ładny słoneczny dzień również nie byłoby problemu.
Prowadzenie przynęty
Gdy z początku podszedłem do zagadnienia z okoniową techniką, niestety moje wyniki nie były zbyt imponujące. Agresywnym wzdręgom takie prowadzenie niejednokrotnie się podobało, ale innym przedstawicielom białorybu niekoniecznie podeszło to do gustu. Kluczem do sukcesu okazało się zaprzestanie gry szczytówką i prowadzenie jak najbardziej ospałe. Najlepsze rezultaty miałem, gdy szurałem przynętą po dnie, nie wykonując przy tym żadnych wysokich podbić, a wolniutko tylko podciągając przynętę, nie wykonując nawet pełnego obrotu korbką kołowrotka. Po takim przesunięciu, warto zostawić przynętę w bezruchu na kilka sekund. Najczęściej brania nie objawiają się nam jako pstryki na szczytówce, ale gdy chcemy znów ruszyć przynętą z dna, wędka wygina nam się, przechodząc w hol ryby. Co ciekawe, gdy czułem jakieś podszczypywania, ciężko mi było to skutecznie zaciąć i wydaję mi się to być znakiem, że ryby nie chcą odpowiednio zasysać naszej przynęty. Tutaj właśnie nasuwa się też myśl, że przy tej metodzie warto stosować miększe kije, aby ryba nie czuła podczas owego zasysania zbyt dużego oporu. Oczywiście oprócz szurania warto też spróbować łowić delikatnym opadem, szukając ryb w różnych partiach toni i wtedy proponuję trzymać szczytówkę wysoko, aby go maksymalnie wydłużyć. Przy leszczach sprawdziła mi się też technika przypominająca trochę łowienie na mormyszkę, gdzie delikatnie cykałem szczytówką, leciutko tylko podnosząc przynętę z dna. Wielu osobom, które łowiły na przynęty okoniowe, czy nawet sandaczowe i to dość agresywnie, nieraz zdarzyły się ciekawe białorybowe przyłowy, ale jest to raczej trafienie w amok żerowania, bądź też agresję związaną z tarłem ryb. Sporo rzeczy jeszcze nie odkryłem i wiele technik w określonych przypadkach może się lepiej sprawdzić, ale zachęcam do bardziej "ślamazarnego" łowienia. Co ciekawe w tak małe przynęty, prowadzone opisaną techniką złowiłem kilka naprawdę ładnych okoni.
Tegoroczny "trzydziestak" z Motławy. |
30 z dużym plusem z maja, kiedy jeszcze słabo żerowały. |
Mam nadzieję, że trochę zachęciłem do łowienia metodą spinningową ryb, niezbyt w powszechnej opinii z nią związanych. Jest to ciekawa odskocznia i poligon, który pomoże nam się stać bardziej wszechstronnymi spinningistami. Dla mnie jako introwertyka, jest to też nisza, w której nie muszę uganiać się jak reszta za gatunkami najmodniejszymi w pewnych okresach sezonu wędkarskiego, a mogę odwiedzać miejsca mniej uczęszczane i ryby, które na pewno nie dają mniejszej satysfakcji.
Serdeczności
B.
Fajnie napisane a twoje przynęty naprawdę wyglądają świetnie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajny opis,białoryb na spining można łowić cały rok,przynajmniej u mnie na rzece
OdpowiedzUsuńEch, że też nie mam rzeczki sensownej pod nosem. Same jeziora, słabe dojścia do ryb- daleko trzeba ciskać- pewnie skończy się na bocznym troku ew. carolina/texas rig.
OdpowiedzUsuńBardzo zacny materiał Bartek. Dzięki.
Wyśpij się po tym lutowaniu mormych. Jakiego topnika używasz? Polecam albo spoiwo do rur miedzianych - srebrna, gęsta pasta - łatwa do aplikowania, ew. płyn typu TS 81 do stali kwasoodpornej.
Bartas, za dużo tych podarunków przysłałeś....Niemniej dzięki.
OdpowiedzUsuńByłem wczoraj na chwile,ale lipton straszny z rybą sensowniejszą, bezsensowna nie dała żyć rapalkom....
Spoczko spoczko. Niech służą. Ja jeszcze w tym tygodniu chybą dam się radę wyrwać. Tak wiele myśli, tak mało czasu. Już nawet kombinowałem nad tym, żeby sam sobie ukręcić coś specjalnie pod poziomki mocniejszego, ale brak funduszy.. Bo przydałby się wrap, suszarka i inne pierdoły..
OdpowiedzUsuńImiennik
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo szczegółowy opis. Właśnie zastanawiałem się czym wypełnić czas, między sandaczami a okoniami.
Mam takie miękkie Mikado katsudo slim i myślę, że będzie idealne do białorybu. A w portowych akwenach Szczecina jest sporo zimowej wzdręgi i leszczy.
Dzięki za cenne wskazówki. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuń