Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Okonie w listopadzie.

Za nami kolejny jesienny miesiąc okoniowych zmagań, a dokładniej listopad. Większość osób to właśnie na nim skupia swoją największą uwagę, kojarząc późniejszą jesień z największą aktywnością i migracjami pasiastych zbójów, w pomorskich łowiskach. Nie jest jednak to mój ulubiony okres, ale wypadało kilka razy pojawić się nad wodą.



Pewnie wiele osób pomyślało, że go nie lubię ze względu na parszywą pogodę o tej porze roku, jednak kompletnie tego nie miałem na myśli. Przede wszystkim, moim zdaniem trudniej jest wyselekcjonować większe okonie, bo teraz tym dużym, jak i małym najczęściej odpowiada taka sama dłubanina z dna lub też drop shot. Myślę, że ciekawie opisałem stopnie "agresywności okoni" - w tym wpisie, ale w skrócie gdy jest cieplej, w przyzwoity dzień żerowania większe okonie można łowić z powodzeniem wyżej w toni, podczas gdy mniejsze siedzą przy dnie. Dlatego gdy jest cieplej średnia wielkość okoni jest u mnie sporo większa, ale też łowię ich statystycznie mniej. Wolę jednak jakość.

Druga sprawa nie lubię łowić w tłoku, a teraz nad moją Motławą są pielgrzymki spinningistów okoniarzy. Nie wiem skąd ten fenomen i czemu ludzie atakują najbardziej ryby jesienią, ale chyba jest w tym trochę psychologi tłumu. Prawdą jest też to, że można w tym okresie ich złowić sporo, szczególnie patrząc na wejście nowych okoni do kanałów Motławy, ale często nie ma to przełożenia na jakość, a bardziej na ilość. Dodatkowo zauważyłem, że najwięcej osób łowi z zamiłowaniem na drop shot'a (bardziej nowocześni spinningiści) i bocznego troka (starsza gwardia), a będę to w zimniejszych porach roku często metody najskuteczniejsze, więc to też ma wpływ na ilość łowiących, którym nie po drodze z innymi okoniowymi metodami.

Jak u mnie minął listopad? Wypady na ryby mógłbym policzyć w tym miesiącu na palcach jednej dłoni, czyli krótko mówiąc na rybach byłem rzadko. Wróciłem dodatkowo w październiku na studia, więc obowiązków jeszcze przybyło. Udało się jednak coś złapać. Na początku listopada, przytrafił mi się całkiem przyjemny dzień, gdzie trafiłem trzydziestaka, a dodatkowo trafił się rodzynek, w okolicach 35 cm, może nawet trochę lepiej.

Okoń z Motławy.


Takich okonków 25 cm +/-. na Motławie jest sporo.


Ogólnie tak jak wspominałem w poprzednim poście, musiałem sobie zrobić przerwę od wakacji, do połowy października, czyli gdy większe okonie brały najlepiej (czy też najwięcej ich było w kanałach Motławy). Potem nic za specjalnie się nie działo u innych wędkarzy, więc dwa ładne okonie w okolicach 35 cm, cieszą tym bardziej.

Jesienią na mieście łowię głównie metodą jigową, stosując jak najlżejsze obciążenie, rzadko przekraczające 2g, używając główek jigowych i czeburaszek. Dobrze jeżeli w przypadku tych drugich, gumy są pływające. Najczęściej stawiam na gumowe imitację robactwa 2-3', w bardziej stonowanych, często ciemniejszych kolorach. Często najskuteczniejszą techniką jest cykanie nimi, lekkie podrywanie w okolicach dna lub po nim samym. Gdy nic się nie dzieję, wtedy odchodzę od podstawowych schematów, stosując bardziej jaskrawe kolory, czy też kombinując z gramaturami.





Przynęt mam ze sobą dość dużo, chociaż i tak używam w sumie niewielu pozycji. Jakoś wędkarz z biegiem lat, coraz częściej ma mniejszy dylemat co założyć. Roboczo nazwijmy to intuicją. Jednak czasem, zdarzają się wypady, że trzeba wyjść ze schematu i czymś zaskoczyć ryby. Wcześniej starałem się pójść w stronę jak największego minimalizmu, jednak wolę zabrać ze sobą po prostu więcej towaru, mając przy tym spokojną głowę i nie tracić czasu w domu przed wyprawą, na przepakowywanie pudełek i głowieniem się nad tym co zabrać.

Inaczej mają się sprawy z moją inną okoniową wodą, czyli jeziorem. Z roku na rok sytuacja jest gorsza, a tym bardziej jesienią okonie nie chcą współpracować. Myślę, że przyczyna jest paradoksalnie najprostsza z możliwych i po prostu okonie zostały tam przetrzebione. W sumie jeżdżę tam z sentymentu i często mogę tam w spokoju połowić i odpocząć, w odróżnieniu od miejskiego łowienia.



 Udało się co prawda coś złapać, ale statystyki są nieubłagane, z roku na roku, ładnych okoni łowię tam coraz mniej. Próbowałem na wszystko, różne odmiany jigowe, drop shot, żelastwo. Głębiej, płycej. Jestem coraz doświadczonym wędkarzem, mam lepszy sprzęt, a ryb łowię tam mniej. Trafiłem jeden dzień gdzie ryby były bardziej aktywne. Były to jednak niestety nie okonie, a szczupaczki.



Jednak wędkarz mimo niepowodzeń i tak będzie dalej kombinował, więc zapewne dalej owe jeziorko odwiedzać będę.


Serdeczności,

B.

2 komentarze:

  1. Brawo, Bartek- jak zawsze propsy za wiedzę i chęć do pisania. Ja budzę bloga powoli do życia. Dużo dzieje się spinningowo u mnie, życiowe ryby, ale nie mam doświadczenia i zamierzam się uczyć tego fachu.
    Tak jak pisałem na gmail Tobie, złowiłem pierwsze w życiu zedy na spina. Duże gumy, najgłębsze partie jeziora.
    Pozdro i do usłyszenia.
    Na dniach wyślę to, co nie dostałeś po ubiegłej zimie.

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu jakiś wpis Bartek. Czytałem archiwalne wpisy i patrzę że jest nowy ;) do zobaczenia nad wodą, powodzenia na studiach!

    OdpowiedzUsuń