Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

czwartek, 24 marca 2016

Okoniowa introwersja.

Każdy z nas ma inny powód dla którego łowi ryby. To chyba dobry wstęp do tego, o czym chcę opowiedzieć.
Zacznę od DNA które zostało we mnie zaszczepione, gdy wychowywałem się wędkarsko na pojezierzu brodnickim. Łowiłem wśród osób, które nigdy nie korzystały i nie będą korzystać z internetu; na pewno nie na stopie wędkarskiej. Każdy z nich miał swoje tajemnice, miejscówki, zwyczaje. Ryby do domu się zabierało, bo po prostu się je jadło. Szczególnie rodzina przyjeżdżająca z Płocka, Gdańska chętnie chciała zjeść świeżego lina, szczupaka, węgorza. Nauczyłem się tam przede wszystkim łowienia w ciszy. Uczyłem się wędkarskiej samotności. Niechwalenia się, wybierania miejsc odludnych, nie zostawiania za sobą śladów swojej bytności nad wodą. I tak spędzałem tam całe swoje wakacje, jeżdżąc na ryby rowerem, ciesząc się pięknymi wschodami słońca na swoim ulubionym pomoście. Wśród takich wędkarzy się wychowałem i taki też miałem być.

Niestety, ale łowienie ryb w trójmieście zaburzało moją ideologie. Tutaj, gdzie fajne ryby tam pełno wędkarzy. Czułem, że nie robię do końca tego co kocham. Walczyłem trochę ze sobą żeby się odciąć od wszystkich ludzi wokół mnie. Nauczyłem się tego; łowię czasem w środku miasta, ale nie jest to jak się domyślacie miejsce moich marzeń. Czasem nie ma jednak wyjścia i nie można jechać gdzieś dalej. Plusem było to, że sporo osób poznałem i czegoś się nauczyłem.

Dopełnieniem tego czego najbardziej nie lubię, a na czym samemu zacząłem się łapać jest tak zwany "wędkarz internetowy". Kiedyś zalogowałem się na lokalne forum internetowe i to chyba był największy błąd w mojej wędkarskiej karierze. Nie rozwijałem się, a cofałem. Sam zacząłem się łapać na tym, że podobnie jak Ci ludzie zacząłem robić zdjęcia rybom po to, żeby dostać dużo lajków. Spotkało mnie tam sporo nieprzyjemności, zresztą nie tylko mnie. Notorycznie ktoś się o coś tam kłócił. Mniejsza. Najgorsze było to, że chcąc należeć do tej społeczności chciałem na siłę zmienić siebie. Jednak mojej introwersji nie mogłem złamać. Nie mogłem z nimi jeździć na jakieś grupowe spotkanie, zawody, ligi i inne wynalazki. Nie mam nic do wędkarzy. Lubię sobie czasem z jakimiś pogawędzić. Nawet w internecie poza tym forum, odnalazłem kilka fajnych profili, ludzi. A sam blog to dla mnie krok naprzód. Oddaliłem się z miejsca które zakładało na mnie pewne kajdany mentalne, a mogę się spełniać w internecie w sposób taki jaki ja chcę, a nie administrator, moderator czy ktoś tam jeszcze.

Raz, dwa razy w tygodniu zaspokajam swoją introwersje, łowiąc przyzwoite okoni. Samemu, wśród dzikiej przyrody. Bez żadnych wędkarzy. Szczególnie tych internetowych. Nawet jestem skłonny powiedzieć, że coraz lepiej mi to wychodzi. Na zdjęciach wczorajszy połów w 1/4. ; )










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz