Polecany post

Drop shot - opis metody.

Mimo, że pisałem już na swoim blogu wędkarskim sporo odnośnie metody drop shot, to dalej dostaję o nią sporo zapytań. Z uwagi, że za oknami ...

sobota, 12 marca 2016

Wiosenne jeziorko.

Wiosna w sumie już zawitała. Chodź z drugiej strony ni to wiosna, ni to zima. Przedwiośnie typowe też to nie jest. Zimny północno-wschodni wiatr robi swoje. Nie chce się z domu wychodzić. Sam rozmyślałem czy jechać czy nie. Oczywiście pojechałem. Bo sobota to co w domu będę siedział.

Odwiedziłem jeziorko, które jeszcze dwa tygodnie temu było zamarznięte. Wysiadłem z samochodu, zapaliłem papierosa i musiałem się wracać kilkadziesiąt kilometrów do domu. Byłem wkurzony, ale wiedziałem że w końcu zamoczę tutaj kija. Kija fajnego, bo robionego na to łowisko. Jest to Phenix TX-712S. Zrobiłem go specjalnie pod metodę drop shot gdzie łowię ciężarkami 5-7gr.

Jest to moim zdaniem jeden z niewielu TX'ów, którego można nazwać okoniowym; nie jest aż tak bardzo kołkowaty jak reszta sandaczowych blanków z tej serii. Jest szybki, dla niektórych okoniarzy aż za, ale pod mój styl łowienia wpasowuje się idealnie. Szybkość przy drganiach jakie preferuję jest dla mnie pomocna, a blank pracuje na prawdę progresywnie. Jego czułość jest legendarna. Poza tym lubię tą sztywność w dolniku, czuły szczyt, a przy tym zapas mocy. Niekiedy trzeba dać po zębach jakiemuś przyłowowi. ; )

Przywitał mnie wiatr w twarz. Trudno się zarzucało, a co dopiero czuło. Zacząłem od 4" calowych gum z przyzwyczajenia. Lubiłem tu łowić duże okonie na dość duże przynęty. Niestety, pierwsza godzina łowienia na zero. Trzeba było coś wykombinować. Postanowiłem przejść się kawałek i ustawić się w miejscu jeziora, gdzie będę trochę osłonięty co umożliwi mi w miarę komfortowe wędkowanie. Do tego zszedłem do rozmiaru 2" i małego haczyka. Opłaciło się bo w pierwszym rzucie miałem już branie i okonka. Zabawa zaczęła się na całego i praktycznie co rzut się coś działo. W końcu po pięknym drop shotowym braniu (Ci co uskuteczniają tą metodę też nie raz poczuli specyficzne puknięcie w nadgarstek) kij wygiął się tak, jak chciałem go ujrzeć w myślach przeddzień testów. MNIAAAM ; ). Czułem masę, typowo okoniowe bicie i wiedziałem, że zaraz w moim podbieraku wyląduję ładna samica.

Niestety. Telefon mi padł. Pewnie gdyby nie to, to nic by nie brało. Na szczęście udało mi się znaleźć żywego człowieka, który pożyczył mi telefon i przesłał na maila zdjęcia (pozdrawiam dziewczynę która grzała się w samochodzie i nawet nie śniła żeby wyjść z auta). Szybki marszobieg z okoniem w podbieraku, kilka zdjęć (wiem, że słabe ale robione na dużej szybkości) i rybka pływa dalej. Złowiłem jeszcze kilka trzydziestaczków, niezłego szczupaczka ale z wiadomych przyczyn zdjęć nie zrobiłem.





Wypad na plus. Jak najbardziej. Nie mogę doczekać się następnego. Sezon okoniowy jak na razie udany. Oby tak pozostało. A kijek. W skrócie ma u mnie dożywocie i leży sobie grzecznie w tubie obok drugiej okoniowej elitki.

1 komentarz:

  1. Fajnie Bartas, że wziąłeś się za bloga okoniowego. Będę zaglądał częściej. To moje ulubione ryby (do łowienia oczywiście). Pozdrawiam Slawito

    OdpowiedzUsuń